Dopiero gdy przycięłam zdjęcia zastanowiłam się, czy praca spełnia wymogi. Ale kot zrobiony czarną nitką jest. Co prawda zarysowany, ale czarną. Tło jest białe - jak to tło. No to zgłaszam kota. W końcu poszewka na poduszkę (także w wymaganej tonacji) to tylko uzupełnienie dla tego leniwca.
Bardzo lubię wzory Margaret Sherry. Są przesympatyczne, subtelne i tchnące niesamowitym optymizmem.
Widać wypukłe piegi ?
Tak wygląda w całości. Z tej serii czarnych kotków wyhaftowałam kilka. Część już rozdana, cześć się znalazła na poduszkach, część czeka na zastosowanie.
I bym zapomniała.
jako nastolatka przechodziłam fascynację kolorem czarnym (nie, nie było wtedy emo, nie interesowałam się też określonym typem muzyki). Był to mój ulubiony kolor, znienawidzony oczywiście przez moja mamę. Problem polegał tylko na tym, ze niewiele wtedy można było kupić, a już zakup ubrania w wymarzonym kolorze - cud nad cudy (wierzyć mi się nie chce, że to było tak niedawno...). No to pozostawały farbki - jakości też nienajlepszej... Mama uszyła mi spódnicę - taką jak chciałam, do ziemi, z trzech falban -bajera. Tylko miała wadę - biała w motylki. Decyzja była prosta - farba. W rezultacie otrzymałam śliczną spódnicę w nieokreślone bliżej ciapy w kolorze zgnitej zieleni. I ile bym nie sypała tej farby -koloru nie zmieniła :).
Dziś mam dużo czarnych ubrań. Lubię, łączę z innymi kolorami, które też doceniam.