czwartek, 31 grudnia 2015

Nowy dom Laury


                     Miałam niesamowity problem. I myślę, że jest on udziałem wszystkich, którzy urządzają rozdawajki. Przeczytałam tak wiele miłych słów, że rumieńce nie powinny mi zejść z policzków przynajmniej przez rok :) Dlatego postanowiłam zdać się na maszynę losującą.

I tak oto, zwyciężczynią jest  osoba, której komentarz znalazł się na 15 miejscu


     
a jest nią Ania - Pawanna.

Wszystkim Wam bardzo dziękuję za udział i strasznie żałuję, że Laura jest jedna. Aniu - gratuluję i mam nadzieję, że ta charakterna osóbka przyniesie Ci  wiele radości. Bardzo proszę o podanie adresu.

A na Nowy Rok życzę nieustannej weny twórczej, czasu na jej realizowanie i samych dobrych ludzi wokół. Niech się darzy !



Nowy dom Laury


                     Miałam niesamowity problem. I myślę, że jest on udziałem wszystkich, którzy urządzają rozdawajki. Przeczytałam tak wiele miłych słów, że rumieńce nie powinny mi zejść z policzków przynajmniej przez rok :) Dlatego postanowiłam zdać się na maszynę losującą.

I tak oto, zwyciężczynią jest  osoba, której komentarz znalazł się na 15 miejscu


     
a jest nią Ania - Pawanna.

Wszystkim Wam bardzo dziękuję za udział i strasznie żałuję, że Laura jest jedna. Aniu - gratuluję i mam nadzieję, że ta charakterna osóbka przyniesie Ci  wiele radości. Bardzo proszę o podanie adresu.

A na Nowy Rok życzę nieustannej weny twórczej, czasu na jej realizowanie i samych dobrych ludzi wokół. Niech się darzy !



poniedziałek, 28 grudnia 2015

Różany grudzień u Danusi

                             Na to wyzwanie miała powstać   wykwintna kreacja wieczorowa z cudnego aksamitu dla kolejnej wybranki króla Jana. Niestety,  król Jan przezywa nadal 'harbuza" od Księżniczki Północnogórskiej, szczegółowo opisany w poprzednim poście, aksamit posłużył jako tło dla szydełkowych gwiazdek z  życzeniami (też w poprzednim poście), a ja na szybciutko pokażę, jak spełniłam wyzwanie grudniowe. Po raz pierwszy chyba spełnienie warunków zadania  nie zajęło mi kilku dni :)


                   Świąteczne kartki, w których spróbowałam haftu matematycznego. Haft zrobiony złotą nitką, brokatowe, papierowe wstawki w dwóch odcieniach złota, a tekturka - całkowity upcykling - okładki od starych  teczek osobowych, które likwidowaliśmy.

                 
            Jaki owoc ?  W zasadzie każdy, może za kiwi nie szaleję, ale zjem. Najbardziej te krajowe - jabłka. Ulubione teraz to jonagored, ale najmilej wspominam  jabłka mojego dzieciństwa. Najbardziej niesamowite Wilhelm cesarz - nie do kupienia, drzewo pieczołowicie pielęgnowane niegdyś przez mojego dziadka, a teraz jego syna - kruche, soczyste, nieco mączne,  rosnące w sporych rozmiarach, zdarzały się nawet 300-400 g. Jak tylko pamiętam, drzewo zawsze było podpierane specjalnymi tyczkami. Uwielbiałam kiedyś papierówki, za które nie raz dostałam w skórę - bo jadałam zielone, malinówki - z grubą skórą, pieczołowicie przechowywane na strychy były nawet w lutym, czego moje dzieci nie mogą zrozumieć - "jak to, nie było jabłek zimą?". I szara reneta....
Sad dziadka ocalał przed reformą Szczepana Pieniążka, są tam gatunki, które nie nadają się do sprzedaży.  Ale te drzewa już też gasną. 
           Miłych ostatnich dni grudniowych. Dla tych, którym się uda - dobrego wypoczynku po Świętach, a pozostałym - nieobciążającej pracy.
Pozdrawiam serdecznie.

Różany grudzień u Danusi

                             Na to wyzwanie miała powstać   wykwintna kreacja wieczorowa z cudnego aksamitu dla kolejnej wybranki króla Jana. Niestety,  król Jan przezywa nadal 'harbuza" od Księżniczki Północnogórskiej, szczegółowo opisany w poprzednim poście, aksamit posłużył jako tło dla szydełkowych gwiazdek z  życzeniami (też w poprzednim poście), a ja na szybciutko pokażę, jak spełniłam wyzwanie grudniowe. Po raz pierwszy chyba spełnienie warunków zadania  nie zajęło mi kilku dni :)


                   Świąteczne kartki, w których spróbowałam haftu matematycznego. Haft zrobiony złotą nitką, brokatowe, papierowe wstawki w dwóch odcieniach złota, a tekturka - całkowity upcykling - okładki od starych  teczek osobowych, które likwidowaliśmy.

                 
            Jaki owoc ?  W zasadzie każdy, może za kiwi nie szaleję, ale zjem. Najbardziej te krajowe - jabłka. Ulubione teraz to jonagored, ale najmilej wspominam  jabłka mojego dzieciństwa. Najbardziej niesamowite Wilhelm cesarz - nie do kupienia, drzewo pieczołowicie pielęgnowane niegdyś przez mojego dziadka, a teraz jego syna - kruche, soczyste, nieco mączne,  rosnące w sporych rozmiarach, zdarzały się nawet 300-400 g. Jak tylko pamiętam, drzewo zawsze było podpierane specjalnymi tyczkami. Uwielbiałam kiedyś papierówki, za które nie raz dostałam w skórę - bo jadałam zielone, malinówki - z grubą skórą, pieczołowicie przechowywane na strychy były nawet w lutym, czego moje dzieci nie mogą zrozumieć - "jak to, nie było jabłek zimą?". I szara reneta....
Sad dziadka ocalał przed reformą Szczepana Pieniążka, są tam gatunki, które nie nadają się do sprzedaży.  Ale te drzewa już też gasną. 
           Miłych ostatnich dni grudniowych. Dla tych, którym się uda - dobrego wypoczynku po Świętach, a pozostałym - nieobciążającej pracy.
Pozdrawiam serdecznie.

wtorek, 22 grudnia 2015

Król Jan i Księżniczka Północnogórska

Zanim jednak poznacie wybrankę Króla Jana, pozwólcie, że złożę Wam życzenia



Król Jan i historia Zachodnich Lasów była już tu :

http://allienor.blogspot.com/2015/10/sliwkowa-sylwka.html
http://allienor.blogspot.com/2015/11/czekoladowy-jan.html
http://allienor.blogspot.com/2015/12/podziekowania-i-wyprawa-w-zachodnie-lasy.html

a teraz pora na narzeczoną.


             Gdy Król Jan przybył do Królestwa Północnych Gór, bardzo się zdziwił, bo choć uprzedził o swoim przyjeździe , nikt nie wyszedł na jego spotkanie. Uspokoił się jednak, że najwidoczniej nie wzięto jego zapowiedzi poważnie, bo nieraz wykręcał się od odwiedzin.
             Było tu bardzo zimno, tak zimno, że dreszcz chodził Królowi po plecach. Na ulicach mijał jakichś ludzi spieszących do swoich spraw, przez sklepowe okna widział kupujących, a przez okna domów - lokatorów, ale nikt nawet na niego nie spojrzał, a jeżeli już spojrzał - to zdawało się, że go nie widzi.
"Najwidoczniej wzrok tych ludzi nie może nic innego wyrazić, jak tylko obojętność - pomyślał Król Jan. - Nigdy w życiu nie widziałem tak chłodnych, nieczułych twarzy !"
             Ten chłodny wzrok, to mroźne nieruchome jak lód powietrze przenikały go dreszczem.
Nie był to zachęcający początek. Ale mimo to Król spieszył do pałacu, który wznosił się na szczycie góry, na lodowcu, i świecił się, jakby zbudowano go z lodu. Koń królewski musiał się do niego wspinać z trudem i długo, a gdy wreszcie Król znalazł się na szczycie - miał ręce czerwone, a nos siny.
            Przed wejściem zameldował się wysokiemu milczącemu odźwiernemu, który wysłuchawszy go, ruszył naprzód wskazując drogę do Tronowej Sali, a Król Jan szedł za nim myśląc, że nie przedstawi się zbyt korzystnie.


           Całą Sala Tronowa była obita białą tkaniną, a zimno w niej było jak w chłodni. Król Jan rozejrzał się za kominkiem i zobaczył wielki komin, a w wielkim kominie - wielkie bryły lodu.
           W głębi sali siedział na tronie Król Północnych Gór, a po obu stronach tronu stali w dwu rzędach jego dworacy, bez ruchu, jak posągi. Damy były w białych szatach, kawalerowie - w szklistych zbrojach, ale w co wystroił się Król, nie sposób było domyślić się, bo całą jego postać kryła spływająca z jego podbródka, długa, biała broda. U stóp Króla, spowita w śnieżną zasłonę, siedziała Księżniczka Północnogórska.
Odźwierny zatrzymał się na progu i szepnął:
- Król Jan z Pedanterii.



                  Szept zaledwie omusnął ciszę panującą w Tronowej Sali i zamilkł. Nikt nie drgnął, nikt się nie odezwał. Odźwierny cofnął się, a młody król przekroczył próg. Czuł się zupełnie jak barani kotlet w zamrażalniku. Ale nie było na to rady. Zebrał więc całą odwagę i prześliznął się przez salę do stóp królewskiego tronu. Oczywiście - nie miał zamiaru ślizgać się, ale podłoga była tak oblodzona, że nie można było poruszać się inaczej.
Stary Król zmierzył młodego zimnym pytającym wzrokiem, a Król Jan chrząknął raz i drugi i wreszcie wyszeptał:
- Przybyłem tu, żeby starać się o córkę Waszej Królewskiej Mości.


               Król skinął od niechcenia głową i wskazał nią na siedzącą u jego stóp Księżniczkę, co zapewne miało znaczyć: "No to się o nią staraj".
               Ale Król Jan nie wiedział ani rusz, jak zabrać się do rzeczy. Gdybyż mógł przypomnieć sobie swój wiersz - na pewno by mu się teraz przydał ! Wysilał więc pamięć rozpaczliwie, ale tak to jest z poetami, że istotny jest dla nich tylko pierwszy rękopis wiersza, który dyktuje im natchnienie. A gdy pierwszy rękopis zaginie, nigdy nie potrafią odtworzyć wiersza wiernie z pamięci. Na koniec Król zdobył się na odwagę, przyklęknął przed nieruchomą Księżniczką i wyszeptał:



Wiem tylko, że mnie ziębisz,
żeś biała niczym śniegi.
Kryjesz twarz- więc nie zgłębię,
czyś brzydka ? Czy masz piegi ?
Choć cię o rękę proszę,
do ślubu nie spieszę.
Gdy skończy się na koszu - to nawet się ucieszę.


Najgłębsza cisza była odpowiedzią na te oświadczyny, więc Król Jan pomyślał, że zapewne coś pomylił w swoim wierszu. Milczał i czekał jeszcze pięć minut, po czym prześlizgnął się ku wyjściowym drzwiom i opuścił Salę Tronową. Gdy znalazł się na dworze, uderzył się parę razy po piersi, wykrzyknął: - Hu-ha! - skoczył na konia i zawrócił do Pedanterii, jak mógł najprędzej.


- Załatwione ? - zapytali Ministrowie.
- Załatwione - powiedział Król Jan
Ministrowie zatarli ręce z radości.
- A kiedy wesele ?
-Nigdy - mruknął Król Jan i poszedł do swego pokoju powiedzieć Sylwce, żeby rozpaliła ogień na kominku.



Sylwka wybierając popiół zapytała:
- No i jakże się podobała Królowi Księżniczka Północnogórska ?
- Wcale- odpowiedział Król.
- Nie chciała Króla, co ?

  
- Pytanie całkiem nie na miejscu ! - fuknął Król.
- W porządku. Co mam jeszcze zrobić ?
- Wypakuj moją walizkę i zapakuj ją na nowo. Jutro jadę w odwiedziny do Księżniczki Południowolandzkiej.
- Przyda się Królowi słomiany kapelusz i płócienna piżama - powiedziała Sylwka i już miała wychodzić, ale Król ją zatrzymał.
- Hmm-hmm, Sylwko - powiedział. - Hmm
Sylwka stała w drzwiach.


 -Hm, mówiąc między nami, Sylwko... hmm... czyś ty czarem nie zapamiętała wiersza ? Tego, wiesz, coś go czytała ? Tego... hm... mojego ?
-Mam za dużo na głowie, żeby jeszcze uczyć się na pamięć jakiś wierszy - powiedziała Sylwka i wyszła.


            A Król był na nią taki zły, że kiedy przyszłą znowu do jego pokoju i przyniosła mu porządnie gorącą grzałkę, to nawet nie powiedział jej "Dziękuję".


  
          I to by było na tyle o pierwszych zalotach Króla Jana. Ponieważ biedna księżniczka siedziała nieruchomo przez całą wizytę Króla Jana, myślę, że zasługuje na odsłonięcie z welonu i pokazanie się w całej okazałości.

                                






              Dziękuję za wszystkie ciepła słowa dodające otuchy przy remoncie. Ekipa dzielnie walczy, mury się pną w niesamowitym tempie, a ja sprzątam :) i przepraszam, nie mam czasu, by do Was zajrzeć. Będę się starać. 
Kto jeszcze nie widział, a ma ochotę, to serdecznie zapraszam na candy 

                                         Candy
Miłych przygotowań, a potem dobrego i radosnego świętowania.

Król Jan i Księżniczka Północnogórska

Zanim jednak poznacie wybrankę Króla Jana, pozwólcie, że złożę Wam życzenia



Król Jan i historia Zachodnich Lasów była już tu :

http://allienor.blogspot.com/2015/10/sliwkowa-sylwka.html
http://allienor.blogspot.com/2015/11/czekoladowy-jan.html
http://allienor.blogspot.com/2015/12/podziekowania-i-wyprawa-w-zachodnie-lasy.html

a teraz pora na narzeczoną.


             Gdy Król Jan przybył do Królestwa Północnych Gór, bardzo się zdziwił, bo choć uprzedził o swoim przyjeździe , nikt nie wyszedł na jego spotkanie. Uspokoił się jednak, że najwidoczniej nie wzięto jego zapowiedzi poważnie, bo nieraz wykręcał się od odwiedzin.
             Było tu bardzo zimno, tak zimno, że dreszcz chodził Królowi po plecach. Na ulicach mijał jakichś ludzi spieszących do swoich spraw, przez sklepowe okna widział kupujących, a przez okna domów - lokatorów, ale nikt nawet na niego nie spojrzał, a jeżeli już spojrzał - to zdawało się, że go nie widzi.
"Najwidoczniej wzrok tych ludzi nie może nic innego wyrazić, jak tylko obojętność - pomyślał Król Jan. - Nigdy w życiu nie widziałem tak chłodnych, nieczułych twarzy !"
             Ten chłodny wzrok, to mroźne nieruchome jak lód powietrze przenikały go dreszczem.
Nie był to zachęcający początek. Ale mimo to Król spieszył do pałacu, który wznosił się na szczycie góry, na lodowcu, i świecił się, jakby zbudowano go z lodu. Koń królewski musiał się do niego wspinać z trudem i długo, a gdy wreszcie Król znalazł się na szczycie - miał ręce czerwone, a nos siny.
            Przed wejściem zameldował się wysokiemu milczącemu odźwiernemu, który wysłuchawszy go, ruszył naprzód wskazując drogę do Tronowej Sali, a Król Jan szedł za nim myśląc, że nie przedstawi się zbyt korzystnie.


           Całą Sala Tronowa była obita białą tkaniną, a zimno w niej było jak w chłodni. Król Jan rozejrzał się za kominkiem i zobaczył wielki komin, a w wielkim kominie - wielkie bryły lodu.
           W głębi sali siedział na tronie Król Północnych Gór, a po obu stronach tronu stali w dwu rzędach jego dworacy, bez ruchu, jak posągi. Damy były w białych szatach, kawalerowie - w szklistych zbrojach, ale w co wystroił się Król, nie sposób było domyślić się, bo całą jego postać kryła spływająca z jego podbródka, długa, biała broda. U stóp Króla, spowita w śnieżną zasłonę, siedziała Księżniczka Północnogórska.
Odźwierny zatrzymał się na progu i szepnął:
- Król Jan z Pedanterii.



                  Szept zaledwie omusnął ciszę panującą w Tronowej Sali i zamilkł. Nikt nie drgnął, nikt się nie odezwał. Odźwierny cofnął się, a młody król przekroczył próg. Czuł się zupełnie jak barani kotlet w zamrażalniku. Ale nie było na to rady. Zebrał więc całą odwagę i prześliznął się przez salę do stóp królewskiego tronu. Oczywiście - nie miał zamiaru ślizgać się, ale podłoga była tak oblodzona, że nie można było poruszać się inaczej.
Stary Król zmierzył młodego zimnym pytającym wzrokiem, a Król Jan chrząknął raz i drugi i wreszcie wyszeptał:
- Przybyłem tu, żeby starać się o córkę Waszej Królewskiej Mości.


               Król skinął od niechcenia głową i wskazał nią na siedzącą u jego stóp Księżniczkę, co zapewne miało znaczyć: "No to się o nią staraj".
               Ale Król Jan nie wiedział ani rusz, jak zabrać się do rzeczy. Gdybyż mógł przypomnieć sobie swój wiersz - na pewno by mu się teraz przydał ! Wysilał więc pamięć rozpaczliwie, ale tak to jest z poetami, że istotny jest dla nich tylko pierwszy rękopis wiersza, który dyktuje im natchnienie. A gdy pierwszy rękopis zaginie, nigdy nie potrafią odtworzyć wiersza wiernie z pamięci. Na koniec Król zdobył się na odwagę, przyklęknął przed nieruchomą Księżniczką i wyszeptał:



Wiem tylko, że mnie ziębisz,
żeś biała niczym śniegi.
Kryjesz twarz- więc nie zgłębię,
czyś brzydka ? Czy masz piegi ?
Choć cię o rękę proszę,
do ślubu nie spieszę.
Gdy skończy się na koszu - to nawet się ucieszę.


Najgłębsza cisza była odpowiedzią na te oświadczyny, więc Król Jan pomyślał, że zapewne coś pomylił w swoim wierszu. Milczał i czekał jeszcze pięć minut, po czym prześlizgnął się ku wyjściowym drzwiom i opuścił Salę Tronową. Gdy znalazł się na dworze, uderzył się parę razy po piersi, wykrzyknął: - Hu-ha! - skoczył na konia i zawrócił do Pedanterii, jak mógł najprędzej.


- Załatwione ? - zapytali Ministrowie.
- Załatwione - powiedział Król Jan
Ministrowie zatarli ręce z radości.
- A kiedy wesele ?
-Nigdy - mruknął Król Jan i poszedł do swego pokoju powiedzieć Sylwce, żeby rozpaliła ogień na kominku.



Sylwka wybierając popiół zapytała:
- No i jakże się podobała Królowi Księżniczka Północnogórska ?
- Wcale- odpowiedział Król.
- Nie chciała Króla, co ?

  
- Pytanie całkiem nie na miejscu ! - fuknął Król.
- W porządku. Co mam jeszcze zrobić ?
- Wypakuj moją walizkę i zapakuj ją na nowo. Jutro jadę w odwiedziny do Księżniczki Południowolandzkiej.
- Przyda się Królowi słomiany kapelusz i płócienna piżama - powiedziała Sylwka i już miała wychodzić, ale Król ją zatrzymał.
- Hmm-hmm, Sylwko - powiedział. - Hmm
Sylwka stała w drzwiach.


 -Hm, mówiąc między nami, Sylwko... hmm... czyś ty czarem nie zapamiętała wiersza ? Tego, wiesz, coś go czytała ? Tego... hm... mojego ?
-Mam za dużo na głowie, żeby jeszcze uczyć się na pamięć jakiś wierszy - powiedziała Sylwka i wyszła.


            A Król był na nią taki zły, że kiedy przyszłą znowu do jego pokoju i przyniosła mu porządnie gorącą grzałkę, to nawet nie powiedział jej "Dziękuję".


  
          I to by było na tyle o pierwszych zalotach Króla Jana. Ponieważ biedna księżniczka siedziała nieruchomo przez całą wizytę Króla Jana, myślę, że zasługuje na odsłonięcie z welonu i pokazanie się w całej okazałości.

                                






              Dziękuję za wszystkie ciepła słowa dodające otuchy przy remoncie. Ekipa dzielnie walczy, mury się pną w niesamowitym tempie, a ja sprzątam :) i przepraszam, nie mam czasu, by do Was zajrzeć. Będę się starać. 
Kto jeszcze nie widział, a ma ochotę, to serdecznie zapraszam na candy 

                                         Candy
Miłych przygotowań, a potem dobrego i radosnego świętowania.

piątek, 18 grudnia 2015

Podziękowania nieco osobiste.

                   Ogólnie to unikam osobistych postów. Bo to blog  głównie z lalkami, a nie o mnie. Bo jakoś tak nie potrafię. Ale człowiek "czasami musi, bo się udusi".
                   Nawarstwiło mi się ostatnio dużo, i bardzo dobrze, bo nie miałam zbyt dużo czasu na myślenie o wynikach moich badań. Rozpoczęliśmy potęzny remont - adaptację strychu .Ekipa, która miała przyjść w marcu znalazła czas dla nas teraz - co prawda, Święta, ale przy takich problemach z wykonawcami, nie zastawialiśmy się. Tak się zastanawiam - czy faktycznie wszyscy fachowcy już wyjechali na zachód, że tak trudno ich znaleźć, czy po prostu nie opłaca się im wchodzić na 20 m2 ?
Dziecko doczeka się pokoju, a my będziemy mieli trzypoziomowe mieszkanie w starej kamienicy ;).
Do tego doszły problemy z potężną inwestycją, którą powinnam moderować  i czasu nie ma.
Dlatego przepraszam, że nie mam czasu, by zajrzeć na Wasze blogi.
                  I w tym zabieganiu spotkała mnie bardzo miła niespodzianka - w mikołajkowej rozdawajce  u Ewy zostałam wylosowana. Oto cudności, które dostałam:


               Ewa nazwała swojego niebieskiego anioła aniołem nadziei, i myślę, że była to bardzo trafna nazwa. Niesamowicie cieszę się, że do mnie trafił. Tak więc dziękuje Ci Ewuniu jeszcze raz, niesamowicie dużo radości mi sprawiłaś. A dedykacja na odwrocie bardzo mnie cieszy - dobrze, że autorzy podpisują swoje dzieła :)
          Mam nadzieję, że uda mi się napisać post o Księżniczce Północnogórskiej -   bo zdjęcia są już gotowe i wrócimy do historii króla Jana.
A teraz życzę Wam i sobie duuuużo zdrowia i pozdrawiam serdecznie.

Podziękowania nieco osobiste.

                   Ogólnie to unikam osobistych postów. Bo to blog  głównie z lalkami, a nie o mnie. Bo jakoś tak nie potrafię. Ale człowiek "czasami musi, bo się udusi".
                   Nawarstwiło mi się ostatnio dużo, i bardzo dobrze, bo nie miałam zbyt dużo czasu na myślenie o wynikach moich badań. Rozpoczęliśmy potęzny remont - adaptację strychu .Ekipa, która miała przyjść w marcu znalazła czas dla nas teraz - co prawda, Święta, ale przy takich problemach z wykonawcami, nie zastawialiśmy się. Tak się zastanawiam - czy faktycznie wszyscy fachowcy już wyjechali na zachód, że tak trudno ich znaleźć, czy po prostu nie opłaca się im wchodzić na 20 m2 ?
Dziecko doczeka się pokoju, a my będziemy mieli trzypoziomowe mieszkanie w starej kamienicy ;).
Do tego doszły problemy z potężną inwestycją, którą powinnam moderować  i czasu nie ma.
Dlatego przepraszam, że nie mam czasu, by zajrzeć na Wasze blogi.
                  I w tym zabieganiu spotkała mnie bardzo miła niespodzianka - w mikołajkowej rozdawajce  u Ewy zostałam wylosowana. Oto cudności, które dostałam:


               Ewa nazwała swojego niebieskiego anioła aniołem nadziei, i myślę, że była to bardzo trafna nazwa. Niesamowicie cieszę się, że do mnie trafił. Tak więc dziękuje Ci Ewuniu jeszcze raz, niesamowicie dużo radości mi sprawiłaś. A dedykacja na odwrocie bardzo mnie cieszy - dobrze, że autorzy podpisują swoje dzieła :)
          Mam nadzieję, że uda mi się napisać post o Księżniczce Północnogórskiej -   bo zdjęcia są już gotowe i wrócimy do historii króla Jana.
A teraz życzę Wam i sobie duuuużo zdrowia i pozdrawiam serdecznie.

czwartek, 3 grudnia 2015

Podziękowania i wyprawa w Zachodnie Lasy



Król Jan musi moment poczekać, bo najpierw będę chwalić się i dziękować Oli, która mnie obdarzyła w swojej rozdawajce. 
Otrzymałam prześliczne kolczyki i przydasie - Ola wiedziała, co może się mi przydać :)



Ola prowadzi świetnego bloga, gdzie możecie się pozachwycać biżuterią (oraz zajrzeć do jej sklepu), ale też obejrzeć lalki, którym z niesamowitą pieczołowitością przywraca życie. 
Jeszcze raz dziękuję - wiem, co założę na wigilijną kolację.

A teraz zapraszam na kolejne spotkanie z bohaterami "Zachodnich Lasów" - cudnej książki angielskiej pisarki Elenaor Farjeon 


Nazajutrz ruszyło polowanie w Zachodnie Lasy. Na czele jechał na białym koniu młody Król, a za nim jego towarzysze łowów: myśliwi i dworacy.

            Wysoki graniczny płot wydał się dziś Królowi niższy niż wtedy, gdy był tu dzieckiem. Ale i dziś przy płocie było pełno dzieci, które kucały, wspinały się na palce i daremnie usiłowały coś dojrzeć, coś wypatrzyć.


- Na bok, dzieci ! –krzyknął Król kierując konia na płot, a koń przesadził go, przeleciał nad nim jak biały ptak. Za nim tętniły konie dworaków, ale żaden nie poszedł za jego przykładem. Bo jedni byli ojcami i nie raz przestrzegali swoje dzieci przed niebezpieczeństwem, z którym mieli się teraz sami spotkać, drudzy, chociaż dorośli – byli synami i jeszcze mieli w uszach przestrogi rodziców, których nie szczędzili im dziś rano, gdy rozeszła się wiadomość, że Król urządza polowanie w Zachodnich Lasach. Więc wszyscy : ojcowie i synowie – zawrócili konie od drewnianego płotu i 
 


tylko Król, który nie miał rodziców i był kawalerem, przesadził go jednym  skokiem i sam zapuścił się w las.


Ale gdy znalazł się po drugiej stronie płotu, rozejrzał się rozczarowany. Koń jego zapadł się po pęciny w zeschłe liście i oto stał przez zaporą usypaną z chrustu, patyków, suchych traw i paproci, pokrytą czarnym próchnem, porosłą mchem.


  A w tym wszystkim tkwiło mnóstwo gratów i śmieci: podartych obrazków, połamanych lalek, potłuczonych zestawów do herbaty, zardzewiałych trąbek, pustych ptasich gniazd, wianków ze zwiędłych kwiatów, strzępków wstążek, kawałków klocków – nie nadających się do niczego.



 Były też tam książki bez okładek, z kartkami pomazanymi ołówkiem po obu stronach, poobijane blaszane pudełka z resztkami farb tak wyschniętych, że nie sposób było nimi coś namalować. Jednym słowem: tysiące  całkiem bezużytecznych rupieci.
 

 Król wziął w rękę bąka z pękniętą sprężyną, rzucił go i wziął latawiec bez ogona. Ale bezskutecznie próbował rozwinąć sznur i puścić go w górę.



 Zdziwiony i zaniepokojony, przeparł się konno przez zaporę śmieci, ciekawy co  za nią zobaczy. Ale za zaporą widać było tylko bezbarwne, pokryte piaskiem pustkowie, płaskie jak talerz, bezkresne jak pustynia. Ciągnęło się jak okiem sięgnąć, bez końca. Król puścił się konno przed siebie.



  Minęła już godzina, Król jechał wciąż przed siebie, ale wciąż widział tylko szare piaski. I nagle chwycił go strach, że już zawsze przyjdzie mu przemierzać to niekończące się pustkowie. Obejrzał się: zapora, od której się oddalił majaczyła za nim daleko, jak cień.



 A gdyby i ten cień  zniknął mu z oczu ? Wówczas nie znalazłby powrotnej drogi z tej pustki. Przerażony, zawrócił konia i popędził w stronę zapory


 Koń gnał, co sił w nogach, więc po godzinie Król znalazł się na granicy Pedanterii, po drugiej stronie płotu, i odetchnął z ulgą. Dzieci zobaczyły go i przejęte zaczęły wołać:
- Co pan widział ? Co pan widział ?
- Nic – oprócz kupy śmieci – powiedział Król Jan.
Dzieci spojrzały na niego nieufnie.
- I nic  więcej nie ma w tych lasach ? – zapytało jakieś dziecko.
- tam nie ma żadnych lasów – odpowiedział Król.
A gdy dzieci spojrzały nań z niedowierzaniem, zawrócił do pałacu, gdzie Ministrowie powitali go okrzykami radości.
- Bogu dzięki! – wołali. – Więc Wasza Królewska Mość wraca cały i zdrowy !
I zapytali podobnie jak dzieci:
- Co Wasza Królewska Mość widział w tych lasach ?
- Nic i nikogo- odpowiedział Król Jan
- Nawet żadnej czarownicy ? 

-Nawet żadnej księżniczki do wzięcia – odpowiedział kro i poszedł poszukać Sylwki, aby mu zapakowała walizki.


-Dokąd i po co się Król znowu wybiera ? – zapytała Sylwka

- Do Królestwa Północnych Gór starać się o księżniczkę.
-No to przydadzą się Królowi cieple wełniane rękawice  i futrzana kurtka – powiedziała Sylwka i poszła zająć się tym wszystkim.


Królowi przyszło na myśl, że może przydałby mu się jego wiersz, ale gdy zajrzał do kosza na papiery, przekonał się, że Sylwka wszystko z niego wyrzuciła i kosz był pusty.
            To wprawiło Króla w tak zły humor, że gdy wieczorem Sylwka przyniosła mu szklankę gorącego mleka, nawet nie raczył powiedzieć jej „Dobranoc”.



Nie, nie jestem okrutna. Nie wysłałam biednego Króla Jana za miasto, na wysypisko. "Śmietniskowe" krajobrazy  znalazłam w centrum Poznania, 3 minuty od pseudo - Dworca.
Teraz już tam nieco lepiej wygląda, choć litościwie pominęłam wszystkie połamane meble, kable, poremontowe śmieci.  Pół roku temu nie miałabym problemu ze znalezieniem podartych książek czy połamanych zabawek.... Wstyd, po prostu wstyd. 


Bardzo dziękuję Wam wszystkim za przemiłe komentarze pod poprzednimi postami. Bardzo miło mi się je czyta.
Chętnych zapraszam do wzięcia udziału w mojej rozdawajce.

I mam nadzieję, że chętnie poznacie Księżniczkę Północnogórską :)