niedziela, 28 września 2014

Aurelia. Cykliczne kolorki - czerwień.

Wrzesień był paskudny. Zapracowany, zalatany...Wszystko jak po grudzie. I nie wiedziałam, czy zdążę. Jednak się udało.

Oto i  ona. Aurelia. Podczas wycieczki do Wielkopolskiego Parku Narodowego.
Siłą rzeczy, obiektyw skupiał się tylko na niej.

 Złotej jesieni jeszcze nie było. Może za tydzień...




Nie jest duża - jakieś 30 cm. Nogi i ręce są ruchome.


 Płomienna fryzura z wyszukanej gdzieś w starych zapasach włoczki boucle.  I szaleństwo materiałów - welur, tiul, organza, woal, cekiny i koraliki...


Malowana twarz akrylami. Ta laleczka nie ma doklejanych rzęs, a szkoda...


 Skrzydła z potrójnej organzy, haftowane koralikami i cekinami. Jeden z ozdobnych kwiatków gdzieś się nam zgubił...
Jak każda moja lalka jest do rozbierania. Choć po raz pierwszy doszyłam skrzydła do gorsetu. Zwykle robiłam specjalne kieszonki, gdzie były wsuwane.

 I kiedy już dosyć uczyniła czerwonemu wyzwaniu, zmieniła spódnicę na bardziej leśną.




Robienie zdjęć czerwonej lalce to koszmar. Zdjęć zrobiłam pewnie z 100, niewiele nadaje się do wykorzystania. Nie mam czasu,  żeby bawić się w retuszowanie, może później. Lalka jest naprawdę płomienna. Ostre słońce nie pomagało, ale i tak lepiej na zewnątrz, niż w sztucznym oświetleniu.

Moje zapatrywanie się na kolor czerwony ? Żadnych uczuć do niego w zasadzie nie żywię. Źle w nim nie wyglądam, ale ubrań w tym kolorze nie mam w nadmiarze. Bardzo lubię patrzeć na ludzi, którzy potrafią dobrze nosić ten kolor.
Za to cieszyłam się kiedyś kuchnią w ciepłym kolorze czerwieni  w odcieniu terakoty. Ponieważ kuchnia jest od północy, zestawienie tego koloru wraz z ciepłym kremem bardzo jej służyło. I pewnie przy następnym malowaniu do tego powrócimy.

Aurelia. Cykliczne kolorki - czerwień.

Wrzesień był paskudny. Zapracowany, zalatany...Wszystko jak po grudzie. I nie wiedziałam, czy zdążę. Jednak się udało.

Oto i  ona. Aurelia. Podczas wycieczki do Wielkopolskiego Parku Narodowego.
Siłą rzeczy, obiektyw skupiał się tylko na niej.

 Złotej jesieni jeszcze nie było. Może za tydzień...




Nie jest duża - jakieś 30 cm. Nogi i ręce są ruchome.


 Płomienna fryzura z wyszukanej gdzieś w starych zapasach włoczki boucle.  I szaleństwo materiałów - welur, tiul, organza, woal, cekiny i koraliki...


Malowana twarz akrylami. Ta laleczka nie ma doklejanych rzęs, a szkoda...


 Skrzydła z potrójnej organzy, haftowane koralikami i cekinami. Jeden z ozdobnych kwiatków gdzieś się nam zgubił...
Jak każda moja lalka jest do rozbierania. Choć po raz pierwszy doszyłam skrzydła do gorsetu. Zwykle robiłam specjalne kieszonki, gdzie były wsuwane.

 I kiedy już dosyć uczyniła czerwonemu wyzwaniu, zmieniła spódnicę na bardziej leśną.




Robienie zdjęć czerwonej lalce to koszmar. Zdjęć zrobiłam pewnie z 100, niewiele nadaje się do wykorzystania. Nie mam czasu,  żeby bawić się w retuszowanie, może później. Lalka jest naprawdę płomienna. Ostre słońce nie pomagało, ale i tak lepiej na zewnątrz, niż w sztucznym oświetleniu.

Moje zapatrywanie się na kolor czerwony ? Żadnych uczuć do niego w zasadzie nie żywię. Źle w nim nie wyglądam, ale ubrań w tym kolorze nie mam w nadmiarze. Bardzo lubię patrzeć na ludzi, którzy potrafią dobrze nosić ten kolor.
Za to cieszyłam się kiedyś kuchnią w ciepłym kolorze czerwieni  w odcieniu terakoty. Ponieważ kuchnia jest od północy, zestawienie tego koloru wraz z ciepłym kremem bardzo jej służyło. I pewnie przy następnym malowaniu do tego powrócimy.

czwartek, 4 września 2014

Znów poduszki.

Naprawdę lubię haft wstążeczkowy.  Wdzięczny, szybki  i efektowny. I w zasadzie problemu z prezentem nie było - w tym roku obdarzam wszystkich poduszkami. Tu na zdjęciach są dwie. I jestem z siebie bardzo dumna, że wyszły prawie identycznie :)









Niestety, zdjęcia robione tradycyjnie na szybko, telefonem, więc tylko by udowodnić, że naprawdę były dwie, załączę niedoskonałe zdjęcie obu.

Znów poduszki.

Naprawdę lubię haft wstążeczkowy.  Wdzięczny, szybki  i efektowny. I w zasadzie problemu z prezentem nie było - w tym roku obdarzam wszystkich poduszkami. Tu na zdjęciach są dwie. I jestem z siebie bardzo dumna, że wyszły prawie identycznie :)









Niestety, zdjęcia robione tradycyjnie na szybko, telefonem, więc tylko by udowodnić, że naprawdę były dwie, załączę niedoskonałe zdjęcie obu.