Jutro sfotografuję. Rano pobiegnę do parku, słońce pięknie wydobędzie blask z brokatu na spódnicy. Będzie ślicznie...
No i jest, tak jak jest. Po wczorajszych upałach i duchocie przyszły deszcze. Nie tak okropne burze jak w pozostałych częściach Polski, ale temperatura spadła 10 stopni i pada, pada, pada... No to zdjęcia są takie jakie są. Kolorom niestety brakuje tej świetlistości, jasności, która miało ukazać słońce.
Wiadomo, jakie wyzwanie. Danusiu, jak Stefan kolorów nie przełknie, to bez problemu wyrzucaj. trudno.
Sesję właśnie kończę (jeszcze jeden wpis dziś się powinien pojawić), więc za dużo nie miałam czasu. Dlatego zrehabilitowałam dawno temu uszytą lalkę, która popadła w niełaskę - bo ten wykrój jest po prostu nieudany. Coś w tam w proporcjach do końca nie pasuje.
Jak widać, butków nie szyłam, bo laleczka przeznaczona do kasacji i jej nogi wyjątkowo mi się nie podobają.
Za to jak dostała te turkusowe pukle, spojrzała tymi oczami, to ja już nie wiem. Pociąć ją? Teraz już mi szkoda....
Udało mi się nawet znaleźć turkusowe rzemyczki w domu. Nie mogłam się zdecydować - rzemyki czy perełki (jasnoniebieskie, daję słowo), więc dostała obie ozdoby. I swoją drogą dobrze, że ma tą pelerynkę. w tej sukience to by nieźle dziś zmarzła.
Jutro wyjeżdżam na urlop, nie wiem jak tam będzie z internetem, dlatego serdecznie przepraszam Was wszystkie, do których nie zdążę dotrzeć. Na szczęście potem będę miała długie, wypracowane studenckie wakacje i się zrehabilituję.