środa, 29 sierpnia 2018

Uff..., jest dobrze.


Jest dobrze, bo jest chłodniej.  Wreszcie mogę oddychać, kot może oddychać, a młodzież oddawać się czynnościom sportowo - rekreacyjnym (choć szczerze mówiąc - młodzież nie narzekała, tylko wstawała wcześnie rano by swoje kilometry przejechać we względnie ludzkiej temperaturze, by potem zlec przed komputerem).
Ja narzekałam dużo i głośno, obejrzałam trzy sezony "Rancza" - dla mnie nowość, bo jako osoba nie posiadająca telewizora nie jestem na bieżąco z serialami, przeczytałam osiem książek Remigiusza Mroza, jakieś dwa powieścidła  i wyszywałam. 


Ogólnie moim celem był haft 3D, ale gdzieś po drodze trafiłam na haft brazylijski i wsiąkłam.  Przede wszystkim   miałam zamiar wykorzystać resztki mulin, zwłaszcza tych no name.  I to się udaje, bo różyczki powyżej są wykonane bodajże z trzech kolorów.


Po wyszyciu pierwszych dwóch wpadłam w natręctwo i tak jak z książkami - poszło hurtowo.  Tu na razie część. 

Przybywa szybko, czasami tylko nitki się plączą, co jest niesamowicie irytujące. Za to fakt, że wzór jest wyrysowany znacznie ułatwia pracę. Efekt jest bardzo ładny, aż chce się te wypukłe kwiatki głaskać. 

Na pierwsze dwie  próbki  na razie nie mam pomysłu - za małe kawałki materiału, więc mam nadzieję, że pojawią się kiedyś jeszcze już w docelowej postaci. . Potem byłam nieco mądrzejsza, nie szczędziłam tkaniny i tak powstały etui na okulary czy smartfony. 

 

Najgorsze było prasowanie tych lnów i lnopodobnych materiałów tak, żeby nie zgnieść kwiatków, a doprasować jak najlepiej. 


Ponieważ temperatury są już bardziej przyjazne, haftuję mniej i mniej narzekam, ale na następny post wzorów starczy. Tylko żeby mi starczyło sił, aby wyjąć ponownie maszynę do szycia. 

Dziękuje za poprzednie komentarze i życzę Wam miłych ostatnich dni wakacji. 

piątek, 10 sierpnia 2018

Gorąco

Niestety, jestem zupełnie nieodporna na upały. Nie mogę myśleć, pracować, ruszać się. Nawet z rozmawianiem mam problem - słówka uciekają i kosztuje strasznie dużo wysiłku.  Mogłabym mieszkać na północy kontynentu, tylko dlatego, że tam jest chłodniej.  Jeśli
miałabym wybierać lato czy zima, wybór byłby natychmiastowy i tylko jeden.
Mogę przebywać tam, gdzie jest chłodno - poniżej cudne krużganki opactwa w Tyńcu. Chłodne.

Wakacje to Pieniny. Śliczne, jak na załączonych obrazkach, pojawiły się po trzech dniach ulew. Ulew totalnych, które podniosły strumyk, obok którego nocowaliśmy o dobre pół metra, rozmyły szlaki, zmieniły kolor Dunajca.  Na szczęście udało nam się pochodzić, bo to w górach lubimy najbardziej.

Pieniny są rewelacyjne do chodzenia. Zwłaszcza szlaki mniej uczęszczane - te są puste. Czasami przez kilka godzin nikogo nie spotkaliśmy. Jedyne, czego można by sobie życzyć, to lepszego oznaczenia szlaków. Tak jak u sąsiadów, gdzie nie sposób się pomylić. U nas nie raz się cofaliśmy, lub szliśmy na azymut. Szczególnie zmęczył nas czerwony  szlak nad Doliną Białej Wody. Dobrze, że było widać, dokąd zmierzamy. A szlak przepiękny, naprawdę przepiękny.

 Ale wakacje się skończyły, a ja z kotem cierpię. Bo jest gorąco. Biedna kicia szuka najchłodniejszych miejsc w domu.  Oczywiście, najchłodniejsza jest łazienka, ale nas tam nie ma. Cierpi więc z nami w pokojach.




Ponieważ kolejny święty wykonywany haftem cieniowanym trochę mnie zmęczył,  postanowiłam zrobić coś miłego i lekkiego. Takiego jednodniowego. 



No i jest gotowy obrazek. Oglądając przerażający drugi sezon "Opowieści podręcznej", narzekając na upał, spokojnie sobie wyszywałam.  Dzieci są już w tym wieku, że rozumieją, że od matki w upały się nic nie wymaga.

Stara ramka z odzysku pasuje idealnie i już czeka na powieszenie. 



Bardzo Wam dziękuję za wszystkie poprzednie komentarze. Nie, jednak jeśli życie mnie nie przymusi, raczej angielski zostanie dla mnie językiem zdecydowanie obcym.  Z przyjemnością wrócę do języków klasycznych. Może skomplikowanych gramatycznie, ale za to bardziej przyjazną wymową ;)

Kot w końcu opatentował sposób na schłodzenie.  I tego też wam życzę - przyjaznej pogody.