środa, 28 grudnia 2016

Czekając na śnieg - Teofilia

Wiem, że ponoć gdzieś śnieg jest. I to w dużych ilościach. U nas nie ma. Nic.


Marzyły mi się zdjęcia białej lalki na białym, roziskrzonym śniegu. Nic z tego.

 

Bardzo ładnie się dziś złożyło - imieniny Teofili, więc niejako imię sama sobie wybrała, a oprócz tego przecież wygląda na Białą Damę - czyli najsłynniejszego polskiego ducha. Jak wiadomo,   Teofilia z Działyńskich Szołdrska -Potulicka do dziś schodzi z swojego portretu

i przechadza się pięknymi alejkami kórnickiego arboretum.

Szyło się jak zwykle przyjemnie i jak zawsze odkryłam, że plany odnośnie stroju były zupełnie inne. Co wcale nie znaczy, że nie wyszło na lepsze.Ale i tak mnie korci, żeby jej skrzydełka dorobić.


Szycie satyny to zawsze wyzwanie, ale udało się ładnie górę sukienki wykończyć. Niestety, koronkowy dół sukienki sprawił, że była nieco nieskromna. Tiulowa halka tylko nieco poprawiła sytuację. Nogi widać.


Teofilię oddaję Stefanowi. Może on gdzieś trochę śniegu dla niej znajdzie.
 



Miało być biało, albo z lekką nutą zielonych igiełek.  Nuta to podwiązki przy pończochach, ale chyba wybaczymy skromnej damie, że nie chce się nimi publicznie chwalić.


Bardzo dziękuję Wam wszystkim za serdeczne życzenia.   Nowy Rok niech Wam przyniesie dużo radości, spokoju i spełnienia marzeń. Niech się darzy !

piątek, 23 grudnia 2016

Życzenia


Nawet nie wiecie, jak mi jest miło, po raz kolejny złożyć Wam, kochane kobietki życzenia świąteczne. Jaką radością jest Wasza obecność, ten blogowy optymizm i wspólna radość tworzenia. 

Dlatego życzę Wam i sobie po trosze też na te cudowne Święta  

                      dla wierzących w Cud Narodzin i dla niewierzących: 

błogosławionych Świąt, pełnych pięknych i rodzinnych spotkań przy choince,  

ciepła od otaczających Was bliskich, 

pokoju nie tylko w sercach, ale i na zewnątrz, 

atmosfery, która pozostanie nie tylko w albumach, ale i na długie lata w pamięci,         

radości nieustannej, gdy spotykacie ludzi i gdy tworzycie,

niewyczerpanej weny, abyście pomysłów nie zdążyły zapisywać, 

a czasu na ich realizację nie brakło.

Magda

 

czwartek, 15 grudnia 2016

Gąsieniczka

Dwa posty w dwa dni :) Muszę to gdzieś odnotować. 
Ale spieszyłam się, żeby skończyć na dziś. I oto ona: 


Wzór od Weraph. Niestety, nie miałam koralików Magatama, ani też specjalnych zasobów finansowych na kolejne inwestycje. Dlatego bardzo się ucieszyłam, gdy doczytałam, że można użyć po porostu większego rozmiaru koralików.
Bransoletka jest nierówna, bo na wierzchu są koraliki no name. Beżowe to preciosa - w miarę równa.




Gąsieniczka niestety nie ma ładnych nóżek, ale ewidentnie jest płaska, a spodnia strona naprawdę przypomina robala.



Na zdjęciach widać dwie bransoletki, ale udało mi się skończyć jedną. W drugiej przetarła się nitka, będę ratować na spokojnie.


 Bransoletkę robi się łatwo  i przyjemnie, zaczynałam i kończyłam większą ilością drobnych koralików, co znakomicie ułatwiło wklejanie końcówek.


No to gąsieniczkę posyłam  do Klimju, na drugą część trzeciego etapu kreatywnego szydełka.



środa, 14 grudnia 2016

Szczęście po raz drugi oraz nigdy więcej.

Dokładnie tak. Po po raz drugi uśmiechnęło się do mnie szczęście w losowaniu :)



Micia , która prowadzi blog Świat Cieni, urządziła u siebie bardzo miłą akcję podarunkową.  I mogę spokojnie



Były tam bałwanek, piękna świąteczna laleczka, szydełkowa choinka i albumy. Ja ustawiłam się po album.


Album jest prześliczny, utrzymany w zielono-czerwonej tonacji, z masą schowków, skrytek, tagów, karteczek. Uśmiechnięte bałwanki ocieplają nastrój i ślicznie błyszczą się wstążeczki. Wszystko ładnie dobrane i skomponowane.




I tak sobie myślę, ponieważ to drugi album, który teraz otrzymałam, że chyba Opatrzność chce, żebym wreszcie zabrała się za porządne upamiętnienie ciepłych i dobrych chwil. Marzenko, bardzo Ci dziękuję i postaram się zrobić to jak najlepiej.


              A teraz to, co nigdy więcej. Poproszono mnie o aniołka, najlepiej quillingowego, bo tak ładnie to wygląda.



Aniołek ma być prezentem dla ośrodka opieki nad osobami niepełnosprawnymi.



 Ile ja się tego nazwijałam. Bo on ma ponad 50 cm.  Zdjęcia marne, bo po ciemku, bo latarnie za oknem, ale  mam nadzieję go jutro oddać. Jeśli mi się uda, to może podmienię je na zrobione w świetle dziennym.
 A tak wygląda na oknie.




                 Najwięcej problemu miałam z twarzą  - dlatego zdecydowałam się na lalczyną wersję.  Twarz jest namalowana na płótnie.  Wszystkie inne próby wywoływały rechot chłopaków  i sugestie, że chcę wystraszyć, a nie ucieszyć. Swoją drogą proporcje też trzeba było nieco lepiej przemyśleć.
                 
                A życzę Wam i sobie zachowania odpowiednich proporcji  wypoczynku i przygotowań świątecznych. Niech to będzie dobry czas. 







czwartek, 1 grudnia 2016

Dostałam prezent - będę się chwalić.

Będę się chwalić, a w zasadzie to nie "się chwalić", a chwalić prezent, który dostałam od Anetty z Jamiołowa.  Nie tylko ja się zachwyciłam jej niesamowitym grudniownikiem, dlatego bardzo się ucieszyłam, że to do mnie się uśmiechnął los.


Zdjęć zrobiłam mnóstwo, niestety, pogoda, jak pogoda - dziś nie rozpieszcza. Ale chociaż kilka:



Każda karta jest niesamowicie dopracowana, ma mnóstwo niespodzianek.



Piękne kolory, prześliczne papier, wszystko niesamowicie starannie podobierane.


Każda strona ma jakąś niespodziankę. 

Motywy są prześliczne, uzupełnione tagami i propozycjami wypełnienia.



 A to moje ulubione -  w tym okienku naprawdę wszystko się przesuwa, miniaturowe skarpetki wiszą już na sznurku, a ten pewnie 2 cm łoś ma jeszcze dzwoneczek :)


Ta technika jest mi zupełnie obca, nigdy więc nie miałam w rękach nic tak pięknego, dopracowanego. Nawet nie potrafię sobie wyobrazić, ile czasu Anetta musiała na ten album poświęcić.  I naprawdę mam obawę, czy potrafię sprostać zdjęciami takiemu wyzwaniu. Anetta udzieliła pomocnych wskazówek, ale trochę się boję. 

Anetto, jeszcze raz bardzo dziękuję. 

wtorek, 29 listopada 2016

Dębowiaczka - Marynia

               Jak zwykle na ostatnią chwilę. Marynia powstała już jakiś czas temu, ale był do spełnienia jeden warunek - oprócz ślicznych odcieni brązów, beży, cappuccino wymagane było złoto. Uppss. Marynia uszyta, i jakoś złoto mi do niej nie pasowało.



Ozdóbka na włosy - za mało. No to może paseczek... Taki kontuszowy...

                              

Też źle. Marynia poszła w odstawkę, a ja szukałam. I w końcu znalazłam. Śliczna włóczka, w odcieniu starego złota, intensywna w kolorze. 


Zdecydowanie lepiej. Przynajmniej dla mnie.





 Nawet słońce wyjątkowo się pokazało i ozłociło.


 Dlaczego mi złoto do Maryni nie pasowało - bo jak już uszyłam jej tą lnianą sukienkę i tą brązową, nieco kontuszową kamizelkę,  popatrzyłam na fryzurę - skojarzenie miałam jedno. Jeśli ktoś pamięta "Nad Niemnem" i bardzo pozytywną, drugoplanową postać - Marię Kirłową.


 Wiecznie zabieganą, intensywnie pracującą i tolerującą męża - lekkoducha.  Pewnie pasowałyby jej praktyczne buciki, wygodna sukienka i ciepłe okrycie, złoty pas już pewnie nie... Ale jeśli ktoś tak woli...


     Rzadko udaje mi się zaplanować lalkę. Niby wykroje te same, ale jak się oczy namaluje,  włosy przyszyje, to dopiero charakterek się pojawia. I z leśnego elfa, jaki był w planach, wychodzi stateczna przedstawicielka klasy ziemiańskiej. Cóż, i tak bywa :)
      Brązy lubię. Kiedyś lubiłam bardziej, teraz mniej. Ale najbardziej lubię dęby. 


Sadzanie lalek na gruzowisku nie jest dobrym pomysłem. Rajstopy jej podarłam...

środa, 16 listopada 2016

Sznury koralikowe.




 

Renia napisała, że niepotrzebnie boję się tego tematu.  Bo sznury koralikowe bardzo mi się podobały, podziwiałam u innych, ale nie miałam zamiaru sięgać po kolejną technikę. Ale podziałała na mnie zachęta z  Kreatywnego Szydełka
Kreatywne Szydełko
Zakupiłam polecane koraliki Toho w dwóch fioletowych kolorach i zaczęłam. I cóż, po entym spruciu zrozumiałam, że nie dam rady. Przynajmniej na tak małych koralikach. Przeszukałam domowe zbiory, znalazłam coś większego, trzy kolory, żeby koralik się nie myliły - i jeszcze raz.

 Jak widać - coś wyszło. Pomyłkę też widać. Tu zgubiłam jeden koralik. Dużą pomocą okazało się dla mnie rozpoczynanie robótki nie od wkuwania się w sześć oczek łańcuszka, tylko robienie już pierwszego rzędu z koralików.

 a tu pomyliłam się przy nawlekaniu, co spowodowało przesunięcie wszystkich rzędów.


Potem juz było dużo, dużo łatwiej. Nawlekłam dwie paczki jakiegoś miksu - niestety plastikowy, ale za to równy. No i nie trzeba było skupiać się przy liczeniu sekwencji - i jak napisała Renia - robienie, to sama przyjemność.

Po przetestowaniu  większych koralików przyszedł czas na mniejsze.Poniżej preciosa i toho. Ciągle mam problem z oceną - ile tych koralików trzeba nawlec. Dlatego obok bransoletki powstała przyszła zawieszka.

 W końcu wróciłam do fioletowych - i o dziwo, udało się.

 Niebieska, pierwsza bransoletka, ta poniżej  i kwiatki - skorzystałam ze wzorów udostępnionych przez Weraph.

Czekam na końcówki, a ponieważ wątpliwe, żebym je dziś dostała, to wrzucam jedno skończone dziełko i półprodukty - bo jutro kończy się pierwszy etap Kreatywnego Szydełka.


          Tak, bardzo się cieszę, że nauczyłam się czegoś nowego. Jestem przerażona, bo mimo że jest to technika nie wymagająca dużej uwagi (oczywiście poza nawlekaniem koralików do skomplikowanych wzorów), to  ja nie mam czasu. A robienie sznurów baaardzo wciąga.
           Z drugiej strony - prezenty gwiazdkowe wiadomo, jakie w tym roku będą :)

          Dziękuję Wam za komentarze przy pawiu, bardzo dziękuję, że zaglądacie. Mnie niestety czasu już brakuje - nawet nie udało mi się skończyć optymistycznego kaktusowego SAL-u w terminie.