wtorek, 31 maja 2016

Marchewkowy maj

Na ostatnią chwilę, szybciutko - marchewkowa praca,
Marchewkę bardzo, bardzo lubię, praktycznie co drugi dzień pojawia się na stole. Kolor też - choć jakoś dziwnie się w nim czuję, ale mam taki świetny, marchewkowy sweter.

A praca - na szybciutko. Saszetka z haftem wstążeczkowym i bulionowym.



Cieszę się, że zdążyłam i mam nadzieję, że ten drobiazg przypadł do gustu nowej właścicielce.


Dziękuję za wszystkie komentarze pod szydełkowym aniołkiem - z radością przekażę je autorce.

Marchewkowy maj

Na ostatnią chwilę, szybciutko - marchewkowa praca,
Marchewkę bardzo, bardzo lubię, praktycznie co drugi dzień pojawia się na stole. Kolor też - choć jakoś dziwnie się w nim czuję, ale mam taki świetny, marchewkowy sweter.

A praca - na szybciutko. Saszetka z haftem wstążeczkowym i bulionowym.



Cieszę się, że zdążyłam i mam nadzieję, że ten drobiazg przypadł do gustu nowej właścicielce.


Dziękuję za wszystkie komentarze pod szydełkowym aniołkiem - z radością przekażę je autorce.

środa, 25 maja 2016

Komunijne prezenty.

             Dawno tak nie miałam - nie mam siły.  Na komputer. Bo coś tam cały czas robię - szafki w kuchni pomalowałam, haftuję, suknię uszyłam. Odwiedziłam ileś szkół, coby mieć już zarysowane plany dla dziecka na przyszłość (jeśli w Poznaniu uczeń niepełnosprawny, o zacięciu technicznym jest takim problemem, to co się dzieje w mniejszych miejscowościach ?).

         Ale  jak już coś zrobię, to nawet nie mam siły zrobić zdjęć, a jak mam zdjęcia, to wstawienie ich na bloga graniczy z cudem. A już pisanie posta... Dlatego dziś dwa posty - kaktusów oglądać nie trzeba - i tak efekt będzie, gdy będę miała całość. Za to muszę koniecznie  pokazać coś, co nie jest moim dziełem.

             To  komunijne prezenty  dla mojej ulubionej sąsiadki. Ja wyszyłam anioła wg Joan Elliott i trochę żałuję, że do tak pięknego  wzoru użyłam takiej kanwy. Aż się prosił o delikatniejszą.  I delikatniejsze perełki.




Zrobiłam kartkę.  
 

Ale to, co podoba mi się najbardziej, to aniołek mojej mamy. Ja takiej biegłości w posługiwaniu się szydełkiem chyba nigdy nie osiągnę.  Bodajże to Danusia na FB polubiła zdjęcia podobnych aniołków. Pokazałam je mamie - i tak powstał ten. Wzór z głowy, na podstawie zdjęcia ! 



Jeśli dobrze pamiętam to w oryginale nie miały oczu i ust, ale ta wersja nie odpowiadała mojej mamie. 
 

I zobaczcie, jaki gołąbek jest śliczny -  też wymyślony samodzielnie.


Jedyny problem - nie udało się mi kupić na czas małych baloników, żeby z górnej części rękawa zrobić ładne, usztywnione bufki. Szkoda.

     
         Rozmawiając z mamą mojej ulubionej sąsiadki, zastanawiałyśmy się, co potem z taki ślicznym szydełkowym aniołkiem - bo teraz to dekoracja na czasie, ale za dwa miesiące już nie. I  już wiemy - będzie pięknie wyglądał na czubku choinki - przez długie lata :)

        Dziękuję Wam za wszystkie miłe komentarze pod Kotusiem.  Życzę Wam też  pięknej pogody na najbliższe dni.

A wróżkę to haftować akurat mi się chce:


Komunijne prezenty.

             Dawno tak nie miałam - nie mam siły.  Na komputer. Bo coś tam cały czas robię - szafki w kuchni pomalowałam, haftuję, suknię uszyłam. Odwiedziłam ileś szkół, coby mieć już zarysowane plany dla dziecka na przyszłość (jeśli w Poznaniu uczeń niepełnosprawny, o zacięciu technicznym jest takim problemem, to co się dzieje w mniejszych miejscowościach ?).

         Ale  jak już coś zrobię, to nawet nie mam siły zrobić zdjęć, a jak mam zdjęcia, to wstawienie ich na bloga graniczy z cudem. A już pisanie posta... Dlatego dziś dwa posty - kaktusów oglądać nie trzeba - i tak efekt będzie, gdy będę miała całość. Za to muszę koniecznie  pokazać coś, co nie jest moim dziełem.

             To  komunijne prezenty  dla mojej ulubionej sąsiadki. Ja wyszyłam anioła wg Joan Elliott i trochę żałuję, że do tak pięknego  wzoru użyłam takiej kanwy. Aż się prosił o delikatniejszą.  I delikatniejsze perełki.




Zrobiłam kartkę.  
 

Ale to, co podoba mi się najbardziej, to aniołek mojej mamy. Ja takiej biegłości w posługiwaniu się szydełkiem chyba nigdy nie osiągnę.  Bodajże to Danusia na FB polubiła zdjęcia podobnych aniołków. Pokazałam je mamie - i tak powstał ten. Wzór z głowy, na podstawie zdjęcia ! 



Jeśli dobrze pamiętam to w oryginale nie miały oczu i ust, ale ta wersja nie odpowiadała mojej mamie. 
 

I zobaczcie, jaki gołąbek jest śliczny -  też wymyślony samodzielnie.


Jedyny problem - nie udało się mi kupić na czas małych baloników, żeby z górnej części rękawa zrobić ładne, usztywnione bufki. Szkoda.

     
         Rozmawiając z mamą mojej ulubionej sąsiadki, zastanawiałyśmy się, co potem z taki ślicznym szydełkowym aniołkiem - bo teraz to dekoracja na czasie, ale za dwa miesiące już nie. I  już wiemy - będzie pięknie wyglądał na czubku choinki - przez długie lata :)

        Dziękuję Wam za wszystkie miłe komentarze pod Kotusiem.  Życzę Wam też  pięknej pogody na najbliższe dni.

A wróżkę to haftować akurat mi się chce:


Kaktusowy SAL dla optymistów 3

To jak na razie najprzyjemniej  "haftujący się" kaktus. Co prawda biel mi się gubiła na tle, ale było bardzo przyjemnie. I efekt jest też ciekawy.





Natomiast haftując wróżkę na dużo drobniejszej kanwie, widzę różnicę w jakości.  Tam wychodzi wszystko ładniej.

Kaktus wędruje na SAL do Iwy.




Kaktusowy SAL dla optymistów 3

To jak na razie najprzyjemniej  "haftujący się" kaktus. Co prawda biel mi się gubiła na tle, ale było bardzo przyjemnie. I efekt jest też ciekawy.





Natomiast haftując wróżkę na dużo drobniejszej kanwie, widzę różnicę w jakości.  Tam wychodzi wszystko ładniej.

Kaktus wędruje na SAL do Iwy.




środa, 11 maja 2016

Kotuś

            Kotuś był obiecany już dawno. Mała Julcia nie lubi lalek, lubi tylko kotki. Starsza siostra dostała lalkę-wróżkę, a dla młodszej uszyłam kotka. Kotka do przebierania oczywiście.


    Tildowe wzory są bardzo wdzięczne i łatwe do szycia. Trochę żałuję, że nie wydrukowałam wzoru, tylko odrysowałam - moja  pierwotna wersja uszu była zdecydowanie "niekocia"( jak to młodzież posumowała - "mamo, nietoperze mają inny kolor")  i trzeba było szyć łepek jeszcze raz.   Wszystkie łapki przyszyte na guziki, można dowolnie układać.


           Czerwona tunika miała w założeniu być dwustronna. Była szyta jako pierwsze ubranko i ku mojemu zaskoczeniu przy pierwszej przymiarce okazało się, że zapomniałam o otworze na ogonek.  Brak nadrobiłam, no i niby nadal jest dwustronna, ale już nie taka ładna.



              A tak ogólnie, to wszystkie wyzwania leżą - kartki w planach, wyzwanie z marchewkowym kolorze Danusi w sferze mglistej przyszłości, kaktusiki czekają, król Jan nadal bez żony, bo mnie wzięło na haftowanie.
            W ramach autoterapii  i nagradzania samej siebie, postanowiłam wziąć się za coś większego i droższego, niż moje zwykłe małe hafciki. I co prawda staram się nie pokazywać niedokończonych tworów, ale co mi tam.
W sieci można znaleźć wzory wróżek Joan Elliott - są po prostu śliczne. Ponieważ skończyłam niedawno  anioła jej projektu (pokażę, jak trafi do adresatki), stwierdziłam, że zrobię coś tylko dla mnie.  Jest to jeden z żywiołów, wzór z Cross Stitch z 2010. Wzór bardzo mi się spodobał i pełna naiwności porwałam się z motyką na słońce. Wydałam masę pieniędzy na mulinę DMC, pracowicie oznaczyłam kanwę i...

bardzo szybko przekonałam się, że nie uda mi się haftować na tamborku - nie podoba mi się, jak wyglądają delikatne krzyżyki po zdjęciu obręczy.

Kolejnym rozczarowaniem był stan moich oczu - już wiem, dlaczego nie lubię tak drobnej kanwy. Musiałam też skorzystać z ostrej igły, co nie było zbyt korzystne dla palców.


         Niestety, zasoby finansowe nie pozwoliły mi na zakup polecanych nici Kreinik, dlatego musiałam użyć zamienników DMC, którymi haftowanie bez tamborka nie było najlepszym pomysłem. Zobaczę, jak to będzie wyglądało po skończeniu i wypraniu - jeśli nie uda się mi dobrze wyprostować materiału - będę pruć.


             Teraz zbliżam się do ciała wróżki, gdzie co prawda są  tylko trzy odcienie beżu, za to z  półkrzyżykami.  Ale już mi się  podoba, zwłaszcza jak patrzę na te wszystkie subtelne ułożenia fałd sukni.  


A najbardziej mnie przeraża, ile to mnie będzie kosztowała oprawa....

Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze - zawsze miło się je czyta :)

Kotuś

            Kotuś był obiecany już dawno. Mała Julcia nie lubi lalek, lubi tylko kotki. Starsza siostra dostała lalkę-wróżkę, a dla młodszej uszyłam kotka. Kotka do przebierania oczywiście.


    Tildowe wzory są bardzo wdzięczne i łatwe do szycia. Trochę żałuję, że nie wydrukowałam wzoru, tylko odrysowałam - moja  pierwotna wersja uszu była zdecydowanie "niekocia"( jak to młodzież posumowała - "mamo, nietoperze mają inny kolor")  i trzeba było szyć łepek jeszcze raz.   Wszystkie łapki przyszyte na guziki, można dowolnie układać.


           Czerwona tunika miała w założeniu być dwustronna. Była szyta jako pierwsze ubranko i ku mojemu zaskoczeniu przy pierwszej przymiarce okazało się, że zapomniałam o otworze na ogonek.  Brak nadrobiłam, no i niby nadal jest dwustronna, ale już nie taka ładna.



              A tak ogólnie, to wszystkie wyzwania leżą - kartki w planach, wyzwanie z marchewkowym kolorze Danusi w sferze mglistej przyszłości, kaktusiki czekają, król Jan nadal bez żony, bo mnie wzięło na haftowanie.
            W ramach autoterapii  i nagradzania samej siebie, postanowiłam wziąć się za coś większego i droższego, niż moje zwykłe małe hafciki. I co prawda staram się nie pokazywać niedokończonych tworów, ale co mi tam.
W sieci można znaleźć wzory wróżek Joan Elliott - są po prostu śliczne. Ponieważ skończyłam niedawno  anioła jej projektu (pokażę, jak trafi do adresatki), stwierdziłam, że zrobię coś tylko dla mnie.  Jest to jeden z żywiołów, wzór z Cross Stitch z 2010. Wzór bardzo mi się spodobał i pełna naiwności porwałam się z motyką na słońce. Wydałam masę pieniędzy na mulinę DMC, pracowicie oznaczyłam kanwę i...

bardzo szybko przekonałam się, że nie uda mi się haftować na tamborku - nie podoba mi się, jak wyglądają delikatne krzyżyki po zdjęciu obręczy.

Kolejnym rozczarowaniem był stan moich oczu - już wiem, dlaczego nie lubię tak drobnej kanwy. Musiałam też skorzystać z ostrej igły, co nie było zbyt korzystne dla palców.


         Niestety, zasoby finansowe nie pozwoliły mi na zakup polecanych nici Kreinik, dlatego musiałam użyć zamienników DMC, którymi haftowanie bez tamborka nie było najlepszym pomysłem. Zobaczę, jak to będzie wyglądało po skończeniu i wypraniu - jeśli nie uda się mi dobrze wyprostować materiału - będę pruć.


             Teraz zbliżam się do ciała wróżki, gdzie co prawda są  tylko trzy odcienie beżu, za to z  półkrzyżykami.  Ale już mi się  podoba, zwłaszcza jak patrzę na te wszystkie subtelne ułożenia fałd sukni.  


A najbardziej mnie przeraża, ile to mnie będzie kosztowała oprawa....

Dziękuję za wszystkie Wasze komentarze - zawsze miło się je czyta :)