środa, 27 sierpnia 2014

Czarne wyzwanie.

http://danutka38.blogspot.com/search?updated-max=2014-08-18T11:20:00%2B02:00&max-results=7

Dopiero gdy  przycięłam zdjęcia zastanowiłam się, czy praca spełnia wymogi. Ale kot zrobiony czarną nitką  jest. Co prawda zarysowany, ale czarną. Tło jest białe - jak to tło.  No to zgłaszam kota. W końcu  poszewka na poduszkę (także w wymaganej tonacji)  to tylko uzupełnienie dla tego leniwca.
Bardzo lubię wzory Margaret Sherry. Są przesympatyczne, subtelne i tchnące niesamowitym optymizmem.

 Widać wypukłe piegi ?


Tak wygląda w całości. Z tej serii czarnych kotków wyhaftowałam kilka. Część już rozdana, cześć się znalazła na poduszkach, część czeka na zastosowanie.

I bym  zapomniała.
jako nastolatka przechodziłam fascynację kolorem czarnym (nie, nie było wtedy emo, nie interesowałam się też określonym typem muzyki). Był to mój ulubiony kolor, znienawidzony oczywiście przez moja mamę. Problem polegał tylko na tym, ze niewiele wtedy można było kupić, a już zakup ubrania w wymarzonym kolorze - cud nad cudy (wierzyć mi się nie chce, że to było tak niedawno...). No to pozostawały farbki - jakości też nienajlepszej... Mama uszyła mi spódnicę - taką jak chciałam, do ziemi, z trzech falban -bajera. Tylko miała wadę - biała w motylki. Decyzja była prosta - farba. W rezultacie otrzymałam śliczną spódnicę w nieokreślone bliżej ciapy w kolorze zgnitej zieleni.  I ile bym nie sypała tej farby -koloru nie zmieniła :).
         Dziś mam dużo czarnych ubrań. Lubię, łączę z innymi kolorami, które też  doceniam.

Czarne wyzwanie.

http://danutka38.blogspot.com/search?updated-max=2014-08-18T11:20:00%2B02:00&max-results=7

Dopiero gdy  przycięłam zdjęcia zastanowiłam się, czy praca spełnia wymogi. Ale kot zrobiony czarną nitką  jest. Co prawda zarysowany, ale czarną. Tło jest białe - jak to tło.  No to zgłaszam kota. W końcu  poszewka na poduszkę (także w wymaganej tonacji)  to tylko uzupełnienie dla tego leniwca.
Bardzo lubię wzory Margaret Sherry. Są przesympatyczne, subtelne i tchnące niesamowitym optymizmem.

 Widać wypukłe piegi ?


Tak wygląda w całości. Z tej serii czarnych kotków wyhaftowałam kilka. Część już rozdana, cześć się znalazła na poduszkach, część czeka na zastosowanie.

I bym  zapomniała.
jako nastolatka przechodziłam fascynację kolorem czarnym (nie, nie było wtedy emo, nie interesowałam się też określonym typem muzyki). Był to mój ulubiony kolor, znienawidzony oczywiście przez moja mamę. Problem polegał tylko na tym, ze niewiele wtedy można było kupić, a już zakup ubrania w wymarzonym kolorze - cud nad cudy (wierzyć mi się nie chce, że to było tak niedawno...). No to pozostawały farbki - jakości też nienajlepszej... Mama uszyła mi spódnicę - taką jak chciałam, do ziemi, z trzech falban -bajera. Tylko miała wadę - biała w motylki. Decyzja była prosta - farba. W rezultacie otrzymałam śliczną spódnicę w nieokreślone bliżej ciapy w kolorze zgnitej zieleni.  I ile bym nie sypała tej farby -koloru nie zmieniła :).
         Dziś mam dużo czarnych ubrań. Lubię, łączę z innymi kolorami, które też  doceniam.

piątek, 22 sierpnia 2014

Wakacje.

Bardzo się staraliśmy, aby każdy mógł spędzić je zgodnie z swoimi zainteresowaniami. I oczywiście musiało się to udać, bo byliśmy w Kotlinie Kłodzkiej.

Dla wszystkich była Jaskinia Niedźwiedzia, Błędne Skały, Kłodzko, Bystrzyca i Kopalnia Uranu w Kletnie.

Trzy osoby były zachwycone w  Teplickiech skałach. Dużo mniej ludzi niż w Ardspackich, dłuższa trasa, poczucie spokoju, dzikości  i wyobcowania - niesamowite.

Także trzy osoby zachwycił Josefov (najmłodsze dziecię nie jest wielbicielem architektury militarnej).  Miasteczko-twierdza stworzone na potrzeby austriackiego wojska. Z muzeum z super zbiorami (wierzę moim militarystom na słowo), z twierdzą, którą zwiedza się oświetlając tunele świeczkami i niestety,  z niesamowicie zniszczonymi budynkami.

Moi zapaleni militaryści (sztuk dwie)  zwiedziły kompleks Riese i Włodarz, nowo powstające muzeum w Ludwikowicach Kłodzkich oraz oczywiście  Twierdzę w Kłodzku...

 ...a także rewelacyjny system umocnień po stronie czeskiej w Dobrosovie oraz okolicach Nachodu.


 Najmłodszemu najbardziej spodobało się Muzeum Filumenistyczne w Bystrzycy, robienie łapek w Młynie Papierniczym w Dusznikach i basen w Nachodzie oraz
chodzenie po szlakach. To moje dziecko ma góry we krwi. Przynajmniej jedno :)
Tu Szczeliniec, Błedne Skały i Teplickie.

 A dla mnie...Cisza, świeże powietrze, urokliwe uzdrowiska, ładne czeskie miasteczka no i robótki.
Bazę wypadową stanowiły dla nas Jerzykowice Wielkie pod Kudową.

Wakacje.

Bardzo się staraliśmy, aby każdy mógł spędzić je zgodnie z swoimi zainteresowaniami. I oczywiście musiało się to udać, bo byliśmy w Kotlinie Kłodzkiej.

Dla wszystkich była Jaskinia Niedźwiedzia, Błędne Skały, Kłodzko, Bystrzyca i Kopalnia Uranu w Kletnie.

Trzy osoby były zachwycone w  Teplickiech skałach. Dużo mniej ludzi niż w Ardspackich, dłuższa trasa, poczucie spokoju, dzikości  i wyobcowania - niesamowite.

Także trzy osoby zachwycił Josefov (najmłodsze dziecię nie jest wielbicielem architektury militarnej).  Miasteczko-twierdza stworzone na potrzeby austriackiego wojska. Z muzeum z super zbiorami (wierzę moim militarystom na słowo), z twierdzą, którą zwiedza się oświetlając tunele świeczkami i niestety,  z niesamowicie zniszczonymi budynkami.

Moi zapaleni militaryści (sztuk dwie)  zwiedziły kompleks Riese i Włodarz, nowo powstające muzeum w Ludwikowicach Kłodzkich oraz oczywiście  Twierdzę w Kłodzku...

 ...a także rewelacyjny system umocnień po stronie czeskiej w Dobrosovie oraz okolicach Nachodu.


 Najmłodszemu najbardziej spodobało się Muzeum Filumenistyczne w Bystrzycy, robienie łapek w Młynie Papierniczym w Dusznikach i basen w Nachodzie oraz
chodzenie po szlakach. To moje dziecko ma góry we krwi. Przynajmniej jedno :)
Tu Szczeliniec, Błedne Skały i Teplickie.

 A dla mnie...Cisza, świeże powietrze, urokliwe uzdrowiska, ładne czeskie miasteczka no i robótki.
Bazę wypadową stanowiły dla nas Jerzykowice Wielkie pod Kudową.