piątek, 13 lipca 2018

Koniec z angielskim.


Zawsze mam wątpliwości, czy mogę dać komuś w podziękowaniu coś, co wydziergałam. Z reguły daję, choć wątpliwości pozostają. Tym razem pomysł był grupowy, bo żegnaliśmy się z angielskim.



Naszej Pani Lektor jestem głęboko wdzięczna, a i moja grupa także. Wiem, że obecne pokolenie otoczone angielskim od przedszkola tego problemu nie ma. Ja mam. Moje dzieci nie potrafią zrozumieć, jak można tak męczyć się z wymową,  mąż serdecznym współczuciem otaczał  Panią Lektor, która musiała mnie słuchać, on mógł przecież wyjść, kiedy męczyłam się z czytanką. A ja  walczyłam nieustannie z niemieckimi słówkami, kiedy usiłowałam coś wydukać. 

Naprawdę  wolę nawet  grecką koine z jej przydechami i wyjątkowo wredną gramatyką, niż nielogiczną angielską wymowę.  



Podziękowałyśmy więc takimi poduszkami. Bo lektorat upłynął nam niesamowicie miło, byłyśmy otoczone cierpliwością i zrozumieniem. Bez presji (i wstydu - ja) pokonałyśmy podręcznik. Można tak więc uczyć, żeby nauczyć, a nie zestresować.  I zapewne mówić po angielsku nie będę, ale z słowem pisanym jako tako, w zakresie podstawowym sobie poradzę.




Poduszki jak widać ozdobione haftem wstążeczkowym z koralikami, wierzchnia warstwa podbita cienką warstwą ociepliny dla lepszego kształtu. Zdjęcia robione na szybko, przy marnej pogodzie.  


 A nasze podziękowania zawarłyśmy w takiej karteczce.


Bardzo Wam dziękuję za  wszystkie ciepłe komentarze na temat Franciszka. Haft płaski nie jest jednak tak trudny, jak się wydaje. Zdecydowanie łatwiej, kiedy nie trzeba liczyć krzyżyków.  Poszłam za ciosem i jeszcze pobawiłam się igłą, ale o tym następnym razem. 

środa, 4 lipca 2018

Święty Franciszek

Czas wrócić do świata. 
Wreszcie skończyła się szkoła, klasa siódma, w której na nowo musiałam nauczyć się chemii, fizyki i matematyki, bo niestety czasu za mało, żeby wytłumaczyć młodzieży na lekcjach, zresztą sama młodzież niegrzeczna i nie słucha, to nic dziwnego,  że  nie rozumie. A materiału mnóstwo, wszystko muszą umieć, bo przecież za rok podwójny rocznik trafi do szkół średnich i w tym zafundowanym im wyścigu szczurów muszą być najlepsi. Ja osobiście uważam, że nie muszą, ale szkoła naciska..

Wreszcie skończyła się pierwsza klasa technikum i nieustanne tłumaczenie, ze niestety w szkole trzeba uczyć się nie tylko tego, co się lubi, ale także chemii, fizyki i matematyki. I że na tym poziomie matka humanistka nic nie wytłumaczy. Co najwyżej łacinę może wyjaśnić, ale to nikomu nie potrzebne. Świetnie, że przedmioty zawodowe idą rewelacyjnie, komputery składają się same, powstają kolejne dziwne wynalazki narażające na szwank instalację elektryczną, ale matematyki uczyć się trzeba. 

Wreszcie skończyła się sesja, choć w tym semestrze dużo milsza niż w poprzednim. I można odpocząć.


Na szczęście czasami coś udało się podłubać. I oto Franciszek. 
Znajomy składał śluby diakonatu, więc cóż jak nie jego patrona można mu dać ? 


Wzór z internetowej kolorowanki. Był z większą ilością zwierzątek, ale tak odważna nie jestem. 


Haftuje się nader przyjemnie - nie trzeba co moment zerkać do wzoru, jak przy krzyżykach. Zaczęłam od twarzy - bo jeśli ona by nie wyszła, to całe haftowanie nie miałoby sensu.


Marzy mi się popracowanie nad haftem cieniowanym, bo Franciszek, jakby na to nie patrzeć,  to tylko haft płaski. Dobór nici sam w sobie był problemem - zwłaszcza tych na ciałko, by się nie zlewały, ale i by nie skrajnie różniły.


Niestety, maszyna zastrajkowała i popełniła niepiękny ścieg, kiedy haft był naszywany na okładkę. Co gorsza, próby sprucia tylko pogorszyły sytuację, więc zostało tak nieestetycznie. 




Do kompletu  jeszcze kartka. A brat Fabian jest już po pierwszych wygłoszonych kazaniach, które poszły mu naprawdę nieźle. Zdecydowanie operował głosem i treścią. I niech tak trzyma. 


Dobrych wakacji Wam życzę. I tym, którzy muszą pracować, i tym, którzy mogą w pełni korzystać z lata.