środa, 31 maja 2017

Ognista Kamila

Na samym poczatku chciałabym zaznaczyć - nie stosowałam żadnych filtrów w celu podkreślenia kolorów. Po prostu mój aparat, w obliczu takiej ilości czerwienie, najnormalniej w świecie zgłupiał.
I naprawdę nie miało znaczenia, czy zdjęcia robiłam w domu, przy zachmurzonym niebie - nie dał rady. A w słońcu... Zresztą, co ja będę pisać, trzeba oglądać. 


Nie jest duża - mój ulubiony wróżkowy wykrój zmniejszyłam o połowę.


Włosy ma z boucle - co nie było zbyt szczęśliwym pomysłem, bo haczą się o tiule.


Tak naprawdę, jak zobaczyłam ten pomysł Danusi na kolory, stwierdziłam super. Mam świetny materiał, wzór płomieni - będzie idealnie. Tyle tylko, że jak przyszło do szukania materiału, to okazała się, że pewnie diabeł ogonem nakrył i trzeba było kombinować. Na szczęście trochę tych materiałów mam i się udało. 



 

Jak zwykle koncepcja zmieniała się w trakcie szycia. Spódniczka miała składać się z różnokolorowych płatków. Jednak po ich uszyciu  okazały się dla filigranowej laleczki  taka spódniczka jest zbyt ciężka. 



Toto pomarańczowe doszyte do kamizelki to takie niby skrzydełka. Nie mam ładnego zdjęcia z tyły i chyba nie szkoda - nie był to dobry pomysł. 



A tu też nie było filtra, tylko obiektyw był zaparowany. Trochę przynajmniej przytłumiło...



Banerek. I naprawdę Danusiu nie wiem, które zdjęcie nadaje się do Twojego zestawienia.
Dziękuję za wszystkie komentarze i po zimnie, upałach i burzach życzę Wam miłej, umiarkowanej pogody :) Dziękuję też za słowa wsparcia - naprawdę, szkoda topoli...



piątek, 26 maja 2017

I wesoło, i smutno.

Wesoło, bo mogę się pochwalić - taką piękną kartkę otrzymałam od Natalii, która prowadzi blog
zaczarowanypapier.blogspot.com . Kwiatem u Lidzi był bez - zobaczcie, ile kolorów fioletów  jest na tym ślicznym hafcie :)



Natalio, jeszcze raz bardzo dziękuję. Jest śliczna.


A teraz muszę się wyżalić. Jest ostatnio wiele zdarzeń, pomysłów i decyzji, które podnoszą mi ciśnienie.  Jak choćby ten ostatni Pani Minister Edukacji o zakazie nauczania indywidualnego na terenie szkoły, który moje  niepełnosprawne dziecko zamknąłby w domu i uniemożliwił naukę w wymarzonej szkole. Pomysł wyjątkowo szkodliwy, na szczęście Pani Minister po protestach zadeklarowała, że wszystko będzie, tak jak było. 


Ale to nie o tym.
Taki miałam widok z okna:




A taki mam teraz:

                                 
Do wieczora pewnie już nic nie będzie.
Mieszkam w takiej a nie innej dzielnicy -  każde drzewo na wagę złota. Przyzwyczaiłam się do tej olbrzymiej topoli (ten betonowy mur ma 2 m wysokości), choć wiadomo - irytował mnie czas, kiedy kwitła i wszystko wpadało mi do mieszkania, irytowało mnie, kiedy wstawałam między trzecią a czwartą, aby zamknąć okno -  bo wtedy ptaszęta zwykły radośnie witać nowy dzień. A było ich tam naprawdę dużo.
I smutno mi strasznie, bo nie znalazła się instytucja ( a wykonałam mnóstwo telefonów), która chciałaby pomóc. Wiem, że w całym kraju drzewa poszły pod piły, ale to było jakoś tak "nasze". Ile sikorek tam się naoglądaliśmy czy bójek srok...
Na tym terenie wycięto w ciągu paru dni wszystkie drzewa -  nie tylko topole (którym zarzuca się kruchość), ale i klony. Nic już nie ma.


Wyżaliłam się. I żeby nie było tak minorowo, a ja, żeby udowodnić, że nie tylko się uczę, to pokażę kawałek tego, co muszę skończyć w czerwcu.


Ostatnio mój blog trochę się zbuntował - mam nadzieję, że teraz będzie wyświetlał prawidłowo.
Ciepełka i słoneczka Wam życzę.