środa, 27 kwietnia 2016

Kolejna Księżniczka - Południowolandzka.

   Ostatnio zostałam przywołana do porządku przez Danusię - jak to, lalka jest, bajki nie ma. Dorota  co ma kota chce bajki bardziej demokratycznej, niekoniecznie o księżniczkach  (nie, kochana, nie będzie "Rolnik szuka żony").  Żony szuka nadal Król Jan i trzeba mu ją zapewnić. Rolnicy niech szukają sobie sami ;-).

No to wracamy do świetnej bajki pani Elenanor Fajreon ,  dla tych, którzy nie są w temacie - było już o bohaterach opowieści tu:
Sylwka 

                    Nazajutrz Król wyruszył do Południowej Landii i od początku podróż zapowiadała się tak pięknie, że Król był dobrej myśli i zadowolony. Niebo było błękitne, dzień bezwietrzny i pogodny. Ale w miarę jak Król oddalał się od Pedanterii, niebo błękitniało coraz bardziej, powietrze było coraz bardziej nieruchome, a pogoda - coraz bardziej słoneczna, tak że gdy przybył na miejsce, opuściły go dobre myśli, a ogarnęło znużenie. Nad całą krainą unosił się ciężki zapach róż, a słońce paliło tak okrutnie, że blask rozjarzonego nieba raził oczy, a żar bijący ze spieczonej ziemi  topił podkowy na końskich kopytach. Koń posuwał się naprzód z wysiłkiem, pot spływał po jego lśniących bokach, pot spływał z czoła i policzków jego pana.
 
 

            Chociaż - jak poprzednio - Król uprzedził o swoim przybyciu, nikt - jak poprzednio - nie wyszedł na jego spotkanie.
            Stolica Południowej Landii była cicha, jakby pogrążona we śnie, w oknach wszystkich domów okiennice były zamknięte, a na ulicach nie było nikogo. Ale nie trzeba było pytać o drogę do pałacu, bo świecił,  jak słońce, na mile dookoła. Zbudowano go ze szczerego złota, złote były jego kopuły, złote jego wysokie wieże.
            Koń królewski ostatkiem sił dotarł do bram pałacowych i wyczerpany upadł na bruk. Król ledwo zdołał chwiejnie zsunąć  się  z siodła i zameldować u odźwiernego, rosłego grubasa.  




Odźwierny ziewnął i stał nieporuszony, więc Król Jan sam musiał znaleźć drogę do Tronowej Sali. Tu na wspaniałym złotym łożu spoczywał Król Południowej Landii, a u jego stóp, na górze złotych poduszek, leżała Księżniczka. Wokoło sali, na pozłocistych tapczanach, na wysoko ułożonych poduszkach, rozłożyli się królewscy dworacy. Wszyscy byli odziani w złote szaty i Królowi Janowi niełatwo było odróżnić w tych stosach pulchności  człowieka od poduszki. Nie można było się tylko omylić co do Króla i jego pięknej córki, bo istotnie była piękna - przyznał Król Jan, ale bardzo, bardzo tłusta. Jej ojciec był jeszcze  tłustszy i  sennym, sytym uśmiechem przywitał Króla Jana, nie zdobył się jednak na nic więcej.





- Przybyłem tu, aby starać się o rękę córki Waszej Królewskiej Mości - wybąkał Król Jan.
            Uśmiech królewski stał się jeszcze bardziej syty i jeszcze bardziej senny, jakby Król chciał powiedzieć: "Doskonale. Nie przeszkadzam".





Wszyscy dworacy zdawali się czekać na jakieś wystąpienie Króla Jana i najwyższy był już czas przystąpić do rzeczy. Ale Królowi Janowi brakowało słów i zapału, więc ostatecznie postanowił posłużyć się swoim zagubionym wierszem, oczywiście, o ile go sobie przypomnieć zdoła. Był bowiem pewien, że ten wiersz poruszy serce Księżniczki. Chociaż szumiało mu w głowie, wydawało mu się, że go dobrze pamięta, i zgiąwszy przed senną damą oba kolana, wyszeptał:


  

Wiem tylko, żeś tłuścioszka -
stopić się możesz przy piecu,
mogłabyś schudnąć troszkę,
mogłabyś schudnąć nieco.
Odwagę przy tobie gubię,
chce mi się ziewać i smucić...
Nie chcę ni kochać, ni lubić,
więc sądzę, że mnie odrzucisz.


 



Na to Księżniczka ziewnęła mu prosto w twarz i - to było wszystko.
Wobec tego Król Jan podniósł się z klęczek, wyszedł z pałacu, postawił swego konia na cztery nogi, wskoczył na grzbiet i zawrócił do Pedanterii. "To chyba nie był ten wiersz" - zastanawiał się raz i drugi po drodze.
Ministrowie oczekiwali go niecierpliwie.
- Czy wszystko zostało uzgodnione ? - zapytali.
- Najzupełniej - powiedział Król Jan.
Ministrowie rozpromienili się.
- A kiedy Księżniczka Południowolandzka zostanie Królową ? - zapytali Ministrowie.
- Nigdy - powiedział Król Jan, poszedł do swojego pokoju, zawołał Sylwkę i kazał  jej przynieść mrożoną oranżadę.

 


Sylwka umiała znakomicie przygotowywać oranżadę i wkrótce już zjawiła się z wysoką szklanką, w której tkwiła słomka, a po powierzchni napoju kręcił się kawałek lodu, lśniąc pomarańczowo.
Gdy Król ciągnął oranżadę przez słomkę, Sylwka zapytała:
- Jakże się powiodło z Księżniczką Południowolandzką ?
- Wcale - powiedział Król.
- Nie chwyciło, co ?
- Zapominasz się Sylwko !
- W porządku. Czy dziś będzie jeszcze coś do roboty ?
- Tak: jutro jadę do Wschodnich Błot.
- Przydadzą się Królowi kalosze  i płaszcz nieprzemakalny - powiedziała Sylwka. Podniosła królewską walizkę i zabierała się do wyjścia.
- Poczekaj chwilkę - powiedział Król.
Więc Sylwka czekała, a Król zapytał:
- Gdzie podziewa się wszystko z mojego kosza na papiery ?
- Idzie do śmietnika.
- A czy opróżniono śmietnik w tym tygodniu ?
- W tym tygodniu musiałam dodatkowo wzywać śmieciarzy - powiedziała Sylwka. - Śmietnik był przepełniony.





Ta odpowiedź tak wzburzyła Króla i gdy wieczorem Sylwka oznajmiła mu, że w łazience wszystko przygotowane i że może już iść pod rozkosznie zimny prysznic, Król odwrócił się do niej tyłem i bębniąc palcami po szybie, mruczał pod nosem jakąś melodyjkę, póki Sylwka nie wyszła.


 Oczywiście, widać, że strój wybrany nieprzypadkowo - po raz kolejny chcę zgłosić Księżniczkę na cykliczne kolorki  Danusi . Jeszcze banerek dla porządku 


 i przepraszam, bo wiem, Danusiu, że chcesz mieć pierwsze zdjęcie z tematem wyzwania - ale zepsułoby to historię. Mam nadzieję, że wybaczysz i weźmiesz ostatnie zdjęcie.
Buraczki lubię, najlepiej jako dodatek do pyz (tak po poznańsku), a najbardziej jako botwinkę. Kolor też, bo jest taki intensywny. I bardzo się ucieszyłam, że znalazłam taki materiał na sukienkę - jest cieniowany, jak prawdziwy buraczek. 


Z sukienką miałam dylemat, wersja z obfitą błękitno-buraczkową halką powstała później, bo lalka wydawała się zbyt chuda.

 

Pierwotnie scena oświadczyn miała wyglądać tak:

 ale stwierdziłam, że nie dość, że Księżniczka wykazuje zbyt duże zainteresowanie, to w dodatku jakoś tak frywolnie wygląda.




Jeśli komuś ta twarzyczka wydała się znajoma - to całkiem słusznie. Dawno, dawno temu miała zastąpić niezbyt urodziwą twarz Jane. Teraz doczekała się własnego ciałka.



Kolejna Księżniczka - Południowolandzka.

   Ostatnio zostałam przywołana do porządku przez Danusię - jak to, lalka jest, bajki nie ma. Dorota  co ma kota chce bajki bardziej demokratycznej, niekoniecznie o księżniczkach  (nie, kochana, nie będzie "Rolnik szuka żony").  Żony szuka nadal Król Jan i trzeba mu ją zapewnić. Rolnicy niech szukają sobie sami ;-).

No to wracamy do świetnej bajki pani Elenanor Fajreon ,  dla tych, którzy nie są w temacie - było już o bohaterach opowieści tu:
Sylwka 

                    Nazajutrz Król wyruszył do Południowej Landii i od początku podróż zapowiadała się tak pięknie, że Król był dobrej myśli i zadowolony. Niebo było błękitne, dzień bezwietrzny i pogodny. Ale w miarę jak Król oddalał się od Pedanterii, niebo błękitniało coraz bardziej, powietrze było coraz bardziej nieruchome, a pogoda - coraz bardziej słoneczna, tak że gdy przybył na miejsce, opuściły go dobre myśli, a ogarnęło znużenie. Nad całą krainą unosił się ciężki zapach róż, a słońce paliło tak okrutnie, że blask rozjarzonego nieba raził oczy, a żar bijący ze spieczonej ziemi  topił podkowy na końskich kopytach. Koń posuwał się naprzód z wysiłkiem, pot spływał po jego lśniących bokach, pot spływał z czoła i policzków jego pana.
 
 

            Chociaż - jak poprzednio - Król uprzedził o swoim przybyciu, nikt - jak poprzednio - nie wyszedł na jego spotkanie.
            Stolica Południowej Landii była cicha, jakby pogrążona we śnie, w oknach wszystkich domów okiennice były zamknięte, a na ulicach nie było nikogo. Ale nie trzeba było pytać o drogę do pałacu, bo świecił,  jak słońce, na mile dookoła. Zbudowano go ze szczerego złota, złote były jego kopuły, złote jego wysokie wieże.
            Koń królewski ostatkiem sił dotarł do bram pałacowych i wyczerpany upadł na bruk. Król ledwo zdołał chwiejnie zsunąć  się  z siodła i zameldować u odźwiernego, rosłego grubasa.  




Odźwierny ziewnął i stał nieporuszony, więc Król Jan sam musiał znaleźć drogę do Tronowej Sali. Tu na wspaniałym złotym łożu spoczywał Król Południowej Landii, a u jego stóp, na górze złotych poduszek, leżała Księżniczka. Wokoło sali, na pozłocistych tapczanach, na wysoko ułożonych poduszkach, rozłożyli się królewscy dworacy. Wszyscy byli odziani w złote szaty i Królowi Janowi niełatwo było odróżnić w tych stosach pulchności  człowieka od poduszki. Nie można było się tylko omylić co do Króla i jego pięknej córki, bo istotnie była piękna - przyznał Król Jan, ale bardzo, bardzo tłusta. Jej ojciec był jeszcze  tłustszy i  sennym, sytym uśmiechem przywitał Króla Jana, nie zdobył się jednak na nic więcej.





- Przybyłem tu, aby starać się o rękę córki Waszej Królewskiej Mości - wybąkał Król Jan.
            Uśmiech królewski stał się jeszcze bardziej syty i jeszcze bardziej senny, jakby Król chciał powiedzieć: "Doskonale. Nie przeszkadzam".





Wszyscy dworacy zdawali się czekać na jakieś wystąpienie Króla Jana i najwyższy był już czas przystąpić do rzeczy. Ale Królowi Janowi brakowało słów i zapału, więc ostatecznie postanowił posłużyć się swoim zagubionym wierszem, oczywiście, o ile go sobie przypomnieć zdoła. Był bowiem pewien, że ten wiersz poruszy serce Księżniczki. Chociaż szumiało mu w głowie, wydawało mu się, że go dobrze pamięta, i zgiąwszy przed senną damą oba kolana, wyszeptał:


  

Wiem tylko, żeś tłuścioszka -
stopić się możesz przy piecu,
mogłabyś schudnąć troszkę,
mogłabyś schudnąć nieco.
Odwagę przy tobie gubię,
chce mi się ziewać i smucić...
Nie chcę ni kochać, ni lubić,
więc sądzę, że mnie odrzucisz.


 



Na to Księżniczka ziewnęła mu prosto w twarz i - to było wszystko.
Wobec tego Król Jan podniósł się z klęczek, wyszedł z pałacu, postawił swego konia na cztery nogi, wskoczył na grzbiet i zawrócił do Pedanterii. "To chyba nie był ten wiersz" - zastanawiał się raz i drugi po drodze.
Ministrowie oczekiwali go niecierpliwie.
- Czy wszystko zostało uzgodnione ? - zapytali.
- Najzupełniej - powiedział Król Jan.
Ministrowie rozpromienili się.
- A kiedy Księżniczka Południowolandzka zostanie Królową ? - zapytali Ministrowie.
- Nigdy - powiedział Król Jan, poszedł do swojego pokoju, zawołał Sylwkę i kazał  jej przynieść mrożoną oranżadę.

 


Sylwka umiała znakomicie przygotowywać oranżadę i wkrótce już zjawiła się z wysoką szklanką, w której tkwiła słomka, a po powierzchni napoju kręcił się kawałek lodu, lśniąc pomarańczowo.
Gdy Król ciągnął oranżadę przez słomkę, Sylwka zapytała:
- Jakże się powiodło z Księżniczką Południowolandzką ?
- Wcale - powiedział Król.
- Nie chwyciło, co ?
- Zapominasz się Sylwko !
- W porządku. Czy dziś będzie jeszcze coś do roboty ?
- Tak: jutro jadę do Wschodnich Błot.
- Przydadzą się Królowi kalosze  i płaszcz nieprzemakalny - powiedziała Sylwka. Podniosła królewską walizkę i zabierała się do wyjścia.
- Poczekaj chwilkę - powiedział Król.
Więc Sylwka czekała, a Król zapytał:
- Gdzie podziewa się wszystko z mojego kosza na papiery ?
- Idzie do śmietnika.
- A czy opróżniono śmietnik w tym tygodniu ?
- W tym tygodniu musiałam dodatkowo wzywać śmieciarzy - powiedziała Sylwka. - Śmietnik był przepełniony.





Ta odpowiedź tak wzburzyła Króla i gdy wieczorem Sylwka oznajmiła mu, że w łazience wszystko przygotowane i że może już iść pod rozkosznie zimny prysznic, Król odwrócił się do niej tyłem i bębniąc palcami po szybie, mruczał pod nosem jakąś melodyjkę, póki Sylwka nie wyszła.


 Oczywiście, widać, że strój wybrany nieprzypadkowo - po raz kolejny chcę zgłosić Księżniczkę na cykliczne kolorki  Danusi . Jeszcze banerek dla porządku 


 i przepraszam, bo wiem, Danusiu, że chcesz mieć pierwsze zdjęcie z tematem wyzwania - ale zepsułoby to historię. Mam nadzieję, że wybaczysz i weźmiesz ostatnie zdjęcie.
Buraczki lubię, najlepiej jako dodatek do pyz (tak po poznańsku), a najbardziej jako botwinkę. Kolor też, bo jest taki intensywny. I bardzo się ucieszyłam, że znalazłam taki materiał na sukienkę - jest cieniowany, jak prawdziwy buraczek. 


Z sukienką miałam dylemat, wersja z obfitą błękitno-buraczkową halką powstała później, bo lalka wydawała się zbyt chuda.

 

Pierwotnie scena oświadczyn miała wyglądać tak:

 ale stwierdziłam, że nie dość, że Księżniczka wykazuje zbyt duże zainteresowanie, to w dodatku jakoś tak frywolnie wygląda.




Jeśli komuś ta twarzyczka wydała się znajoma - to całkiem słusznie. Dawno, dawno temu miała zastąpić niezbyt urodziwą twarz Jane. Teraz doczekała się własnego ciałka.



wtorek, 26 kwietnia 2016

Kaktusowy SAL dla optymistów - część 2

Szybciutko zgłaszam, że drugi kaktus skończony


Kolory dobrane mniej więcej z moich  zapasów. Sam kaktus haftowało się nie najgorzej, kwiatek źle, a kreseczki na nim były wręcz upiorne. 




W końcu odpuściłam sobie walkę i backstich jest nieco na oko. Ale efekt jest całkiem, całkiem :)





Kaktusowy SAL dla optymistów - część 2

Szybciutko zgłaszam, że drugi kaktus skończony


Kolory dobrane mniej więcej z moich  zapasów. Sam kaktus haftowało się nie najgorzej, kwiatek źle, a kreseczki na nim były wręcz upiorne. 




W końcu odpuściłam sobie walkę i backstich jest nieco na oko. Ale efekt jest całkiem, całkiem :)





środa, 20 kwietnia 2016

Lalka dla Izy.

          W zasadzie powinnam napisać dla Izuni, bo to bardzo mała dziewczynka. Niespełna dwuletnia.
Dlatego, jak poproszono mnie o uszycie lalki dla niej, wiadomo było, że nie może to być duża wróżka, mimo że dorosłym one  podobają  najbardziej. Nie nadają się dla ich maluchów. A nie chodzi przecież  o to, by lalka w pokoju małego dziecka siedziała na półce.
          I tak właśnie powstała ona - zupełnie wyjątkowa w moim stadku.


Nieduża, niespełna 30 cm laleczka z mocnymi łapkami, które można dobrze chwycić. 



Haftowane oczy - lalka zniesie wiele prań.  Łatwo zdejmowane wszystkie części garderoby zapinane na zatrzaski (tu jeszcze zapewne będzie potrzebna pomoc mamy ).


No i włosy - można podzielić się z lalką swoimi frotkami.


Niby "efekt uboczny " moich zapędów szyciowych, ale muszę nieskromnie przyznam, że mi się podoba.
Tak wiem, nie było bajki, przepraszam. Będzie już  niedługo - Książę  Jan szukający żony domaga się uwagi.

Lalka dla Izy.

          W zasadzie powinnam napisać dla Izuni, bo to bardzo mała dziewczynka. Niespełna dwuletnia.
Dlatego, jak poproszono mnie o uszycie lalki dla niej, wiadomo było, że nie może to być duża wróżka, mimo że dorosłym one  podobają  najbardziej. Nie nadają się dla ich maluchów. A nie chodzi przecież  o to, by lalka w pokoju małego dziecka siedziała na półce.
          I tak właśnie powstała ona - zupełnie wyjątkowa w moim stadku.


Nieduża, niespełna 30 cm laleczka z mocnymi łapkami, które można dobrze chwycić. 



Haftowane oczy - lalka zniesie wiele prań.  Łatwo zdejmowane wszystkie części garderoby zapinane na zatrzaski (tu jeszcze zapewne będzie potrzebna pomoc mamy ).


No i włosy - można podzielić się z lalką swoimi frotkami.


Niby "efekt uboczny " moich zapędów szyciowych, ale muszę nieskromnie przyznam, że mi się podoba.
Tak wiem, nie było bajki, przepraszam. Będzie już  niedługo - Książę  Jan szukający żony domaga się uwagi.

Kartki z Anią


Kolejny miesiąc "kartkowania" z Anią . Jak już pisałam - pomysł mi się bardzo podoba, bo kartonik się wypełnia zapasami. Już teraz wiem, że nie wszystkie wykorzystam - bo zapewne, jak na niektóre spojrzę za rok, to nie uznam ich za godne wysłania.

Tematy kwietniowe - zima.
           Oczywiście, jak sobie to wymyśliłam, to miało wyglądać zupełnie inaczej. Wyszło - jak widać. Maźnięcia pędzlem, gotowe stemple z domkami, które miały być czarne, ale nie mam takiego tuszu i brokat. Pomysł mi się podoba, wykonanie mniej. Muszę jeszcze nad nim popracować.


Wielkanoc zielono-żółto-biała.


I kartka komunijna. Hostia z eko-deco.pl .
I uważam, że też wymaga dopracowania.


Dziękuję Wam za wszystkie miłe  komentarze o Celestynce.

Kartki z Anią


Kolejny miesiąc "kartkowania" z Anią . Jak już pisałam - pomysł mi się bardzo podoba, bo kartonik się wypełnia zapasami. Już teraz wiem, że nie wszystkie wykorzystam - bo zapewne, jak na niektóre spojrzę za rok, to nie uznam ich za godne wysłania.

Tematy kwietniowe - zima.
           Oczywiście, jak sobie to wymyśliłam, to miało wyglądać zupełnie inaczej. Wyszło - jak widać. Maźnięcia pędzlem, gotowe stemple z domkami, które miały być czarne, ale nie mam takiego tuszu i brokat. Pomysł mi się podoba, wykonanie mniej. Muszę jeszcze nad nim popracować.


Wielkanoc zielono-żółto-biała.


I kartka komunijna. Hostia z eko-deco.pl .
I uważam, że też wymaga dopracowania.


Dziękuję Wam za wszystkie miłe  komentarze o Celestynce.